Wdrażanie reform fiskalnych, kraj po kraju, dyrektywa po dyrektywie, jak proponuje Van Rompuy, umacnia najgorsze z dotychczasowych stereotypów zbiurokratyzowanej i nieruchawej Unii. Wyobraźmy sobie teraz długie miesiące niepewności i zgadywania, jak poszczególne zapisy dotkną banki, giełdy, a jak pośredników czy fundusze inwestycyjne i emerytalne. Chaos grecki do potęgi.
Ostatnie, co chcą usłyszeć przywódcy 27 państw na jutrzejszym spotkaniu, to zapowiedź długiego procesu dochodzenia do ładu finansowego. Nikt nie wymaga od Van Rompuya przemyśleń na temat struktury finansów. Przywódca ma wypowiedzieć tylko trzy słowa – szybko, zdecydowanie i jednomyślnie. Resztę niech zrobią eksperci.
Europa nie cierpi dziś na brak regulacji, sprzecznych opinii ani tym bardziej polityków bojących się podjąć trudne decyzje. Mamy deficyt jednoznaczności. Jednego programu naprawy, jednej polityki socjalnej, systemu subsydiów, jednego głosu w rozmowach z Rosją, Azją, a nade wszystko jednego komunikatu dla rynków finansowych. Czy to nie o to było całe to zamieszanie z unią węgla i stali?