Gesty przemijają, trwalsze są interesy. Rosja Miedwiediewa kochająca Polskę jest wciąż tą samą Rosją, która za Putina nam wygrażała. Ma takie same cele, stosuje tylko inne narzędzia. I wcale nie chodzi o wskrzeszanie imperium. Interesy Rosji są skromniejsze – to utrzymanie wpływów z eksportu węglowodorów i przebudowa gospodarki na tyle szybko, by zdążyć zrównoważyć ich spadek, co nieuchronnie nastąpi. Kiedy nadepniemy tu Rosjanom na odcisk, wrócą do srogich min, jeśli tylko dostrzegą w tym korzyść. My także mamy interesy na Wschodzie, choćby niedopuszczenie do zdominowania przez Moskwę państw buforowych – Ukrainy, Białorusi i Mołdawii. I podobnie jak Moskwa możemy dowolnie zmieniać język, jakim o nich mówimy.
Skoro po dąsach przyszła afektacja, może doczekamy chwili, gdy nastanie złoty środek i będziemy rozmawiali z Rosjanami językiem nie miłości czy nienawiści, ale księgowego. O zyskach, stratach, upustach, cenach. Nie musimy się kochać, wystarczy, by i Rosja, i Polska zaakceptowały prosty fakt: że nie mają siły, by wyeliminować konkurenta. Musimy grać na jednym boisku.