Obserwatorzy z OBWE uznali, że doszło do nadużyć, organizacja nie uzna zapewne wyników wyborów, a Unia Europejska pójdzie za nią. Łukaszenka nie dał UE wyboru. Oszukał nas, złamał niepisane zasady, na których Wspólnota mogłaby zaakceptować głosowanie i kontynuować współpracę z reżimem. Nikt nie wymagał od Łukaszenki, by przeprowadził wybory według wzorów zachodnich, chodziło tylko o to, by nie oszukiwał jawnie i nie miażdżył opozycji. Wystarczyło, gdyby wygrał 55 procentami, a kolejny kandydat miał 25 procent. Obraz całości byłby bardziej przekonujący, a Zachód mógłby uznać wyniki.
Łukaszenka zdecydował inaczej. Najwyraźniej porozumiał się z Rosją i przynajmniej od tamtej strony poczuł się bezpieczny. Niewykluczone, że za rok znowu zmieni front i wyciągnie rękę do Zachodu. Nie ma jednak co wracać do zużytych kolein, potrzebna jest nowa polityka wobec Białorusi, która nie dopuści do zdominowania jej przez Rosję i wymusi reformy.
Wbrew pozorom w resortach siłowych nie wszyscy są zachwyceni Łukaszenką, ale nie pałają też miłością do opozycji. Warto zacząć im się przyglądać. Ewentualny zamach nie byłby wcale rzeczą niemożliwą do zaakceptowania przez Polskę i UE, gdyby tylko poszły za nim zmiany otwierające kraj na świat. Skoro ani strategia kolorowej rewolty, ani ucywilizowania reżimu nie powiodły się – rozmawiajmy skrycie z mundurowymi.