Nikt nie może zweryfikować tych huraoptymistycznych zapewnień. Jakby to powiedział wybitny noblista Milton Friedman: „Przewidywanie jest trudne, kiedy dotyczy przyszłości”. Friedman mówił to w kontekście rządów prezydenta Cartera i na koniec dodał: „Ale grzechem jest, kiedy przepowiadanie lepszej przyszłości zastępuje działania w teraźniejszości”.
Pamiętamy, jak skończył Carter. Co do planów polskiego rządu i Michała Boniego wiemy jedynie, że entuzjastyczne przepowiednie mają zastąpić szybszą prywatyzację, reformy systemu ubezpieczeń, redukcję wydatków państwa czy podnoszenie wieku emerytalnego. Wszystko to, co powoduje, że deficyt finansów publicznych groźnie zbliża się do krawędzi punktu ostrożnościowego. Choć minister Boni zapewnia, że za jakieś 20 lat zacznie podnosić wiek emerytalny, to ani on, ani nikt inny nie wie, czy będzie jeszcze po co przechodzić na emeryturę, skoro nie będzie z czego jej wypłacać. Wczorajsza konferencja Leszka Balcerowicza była tym miltonowskim kubłem zdrowego rozsądku wylanym na przepowiednie rządu. Listą działań, które już dziś można przeprowadzić zamiast szafowania naszymi przyszłymi emeryturami. Nie wiemy, jak będzie wyglądał świat za 20 lat, ale wiemy co dziś można zrobić, żeby zminimalizować ryzyko. Rząd woli jednak ufać w lepszą przyszłość.