Poseł Jerzy Fedorowicz w poranku radiowym, choć nie pochwalał telefonu ministra Arabskiego do szefa PAP, to zwracał uwagę, że redaktor powinien się kierować racją stanu. Powinien wiedzieć, jakie pytania do premiera są właściwe, a jakie nie. Panu posłowi łatwo to mówić, w końcu ma doświadczenie aktorskie, pomocne w wiernym recytowaniu treści pożądanych przez partyjnych zwierzchników. Ale nam, zwykłym redaktorom, bez wrodzonych talentów, ciężko jest czasem nadążyć za nieustannie zmieniającymi się interesami państwa.
Dopiero po doświadczeniach w Izraelu zrozumieliśmy, dlaczego prywatyzacja publicznych mediów byłaby sprzeczna z racją stanu. W końcu prywatnym mediom urzędnik państwowy nie może układać właściwych pytań. Łatwiej nam też ogarnąć koncept narodowych czempionów. Wielkich państwowych firm, których sens istnienia polega na łataniu dziur w budżecie, zapewnieniu etatów ludziom bezużytecznym w biznesie, ale ważnym dla racji stanu. Może znowu trzeba będzie odkupić jakieś dzieło sztuki na aukcji za granicą albo spółkę, na którą mają ochotę obcokrajowcy. I kto wtedy ruszy do boju jak nie strażnik racji stanu w państwowej firmie?
Podobnie rzecz ma się z emeryturami. Pieniądze w OFE nie rozumieją racji stanu. Tego, że nasze składki mogą iść na ważniejsze cele niż nasza emerytura. Są jeszcze emerytury górnicze, rolnicze, mundurowe, świadczenia socjalne i potężna biurokracja. Bez ZUS cała ta racja stanu uciekłaby do prywatnej kieszeni i komu wtedy potrzebni byliby poseł czy urzędnik zgadujący w myślach premiera, co jest dobre dla państwa, a co mu szkodzi?