Kiedy drożeją żywność i paliwa, politycy czują się jak ryby w wodzie. Obojętnie czy mamy rok 2011, 2008 czy 2005, za każdym razem odbywa się ten sam spektakl, z rozpisanymi rolami i tekstami. Trudno nie mieć poczucia deja vu.
Od kilku miesięcy drożyzna jest na topie. Po obchodach rocznicy katastrofy smoleńskiej, które ją na chwilę przyćmiły, temat znów wróci do łask. W końcu wybory na horyzoncie, a cukier po 6 zł i benzyna po ponad 5 zł to świetna okazja, by wygłosić oświadczenie, zgłosić błyskotliwy pomysł.
W końcu ubiegłego tygodnia minister pracy Jolanta Fedak zaproponowała podwyżkę płacy minimalnej do 1500 zł, a wicepremier Waldemar Pawlak uznał, że należy się zastanowić nad obniżką akcyzy od paliw. Tego ostatniego domagają się posłowie PiS, oczywiście pomijając, że w 2007 roku sami akcyzę podnosili. W grudniu ubiegłego roku mieli z kolei inny pomysł. Chcieli, by premier Tusk spotkał się z szefami koncernów paliwowych i skłonił je do obniżki marży. Tu widać podobieństwo rozumowania z Putinem, który niedawno pogroził palcem dystrybutorom paliw i ceny na stacjach spadły o 15 – 20 proc.
Niestety w związku z zobowiązaniami na poziomie Unii Europejskiej w Polsce możliwa jest tylko skromna obniżka akcyzy. Zresztą kierowcy raczej i tak by jej nie dostrzegli, natomiast koncerny paliwowe tak. Skonsumowałyby ją w postaci podwyższonych marży. Tak było w 2005 roku, gdy rząd liczył na obniżki rzędu 25 – 30 gr na litrze, a doczekał się tylko mniejszych wpływów do budżetu.
Reklama
Obok paliw tematem politycznych zmagań stały się wysokie ceny żywności. Jeszcze w październiku 2007 roku, w debacie przedwyborczej Tusk pytał Kaczyńskiego: „Ile podrożały naprawdę podstawowe dla ludzi niezamożnych artykuły w ciągu dwóch lat waszych rządów? Pytam o chleb, o ziemniaki, o jabłka, o kurczaki, o gaz ziemny i o benzynę”. Teraz role się odwróciły. To Kaczyński odpytuje Tuska. I robi zakupy w osiedlowym sklepie, oczywiście nienależącym do tanich.
Reklama
PiS przedstawił też spot, w którym wraca słynny już motyw pustej lodówki. Zaproponował kilkusetzłotowy dodatek drożyźniany. Pieniądze pozyskano by, nakładając nowy podatek na banki. Nikt nie patrzy, że oznaczałoby to droższe kredyty.



To wszystko zresztą powtórka z rozrywki. W połowie 2008 roku, gdy szybko drożały paliwa i żywność, PiS domagało się takiego zmniejszenia akcyzy, które pozwoliłoby na obniżenie cen benzyny o 65 gr i oleju napędowego o 15 gr. Podobnie jak teraz, i wtedy złożył wniosek o wotum nieufności dla ministra finansów Jacka Rostowskiego.
Platforma skwapliwie zrzucała winę za drożyznę na związanego z PiS ówczesnego szefa NBP Sławomira Skrzypka. Taniec polityków wokół cen ustał dopiero w końcu 2008 roku, gdy zaczynał się wielki kryzys i ceny spadły, bo spadł popyt.
Jest tylko jeden skuteczny sposób na drożyznę – umocnienie złotego. Wtedy importowana ropa i żywność mogłyby nawet potanieć. Można to osiągnąć, zwiększając zaufanie do naszej gospodarki, prowadząc reformatorską politykę i śmielej obniżając deficyt budżetowy. Na pewno byłoby to lepsze niż puste gesty na pokaz.