Jeszcze rano nie było pewne, czy wybór nowych władz w ogóle będzie możliwy. Zgodnie ze statutem związku potrzeba do tego kworum 150 delegatów. Tymczasem - jak twierdził Andrzej Poczobut, jeden z działaczy związku - w ostatnich dniach nasiliły się szykany wobec delegatów. Części z nich władze miały nawet grozić wyrzuceniem z pracy, jeśli pojadą do Grodna.

Reklama

Ostatecznie na sali obrad pojawiło się 163 przedstawicieli regionalnych oddziałów ZPB. Choć wokół budynku, w którym odbywało sie spotkanie, cały czas krążyły patrole KGB oraz milicji, a kamery filmowały osoby wchodzące i wychodzące z zebrania, nie interweniowano.

>>> Polacy z Białorusi postawili na Borys

Jak powiedział DZIENNIKOWI wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Kremer, białoruskie władze nie uznały zjazdu ZPB za nielegalny, co byłoby sygnałem, że zamierzają ukarać jego uczestników. To nowość, bo od 2005 r. władze w Mińsku nie uznają ZPB Andżeliki Borys. Utrzymują kontakty z lojalnym wobec reżimu Łukaszenki konkurencyjnym związkiem Józefa Łucznika.

Reklama

Odważna postawa Andżeliki Borys ma jednak poparcie ocenianej przynajmniej na pół miliona osób polskiej mniejszości na Białorusi. Wczoraj dostała ona 148 głosów. Przeciw jej kandydaturze było jedynie 15 delegatów. "Polacy wykazali się hartem ducha, nie dali się zastraszyć" - nie ukrywał podziwu były marszałek Sejmu Maciej Płażyński, który wczoraj obserwował spotkanie w Grodnie. Na Białoruś pojechali też szef sejmowej komisji ds. łączności z Polakami za granicą Marek Borowski, wicemarszałek Sejmu Krzysztof Putra i były kandydat na prezydenta Białorusi Aleksander Milinkiewicz.

Z przebiegu spotkania zadowolone jest polskie MSZ. Zdaniem naszych dyplomatów Aleksander Łukaszenka dotrzymał niepisanej obietnicy, że zaprzestanie represji wobec polskiej mniejszości. "To bardzo dobry krok. Mogę powiedzieć, że Polska opowie się za przyłączeniem Białorusi do unijnej inicjatywy Partnerstwa Wschodniego" - oświadczył DZIENNIKOWI Andrzej Kremer. Jednak zaraz dodał, że nasze poparcie nie jest bezwarunkowe. Łukaszenka musi skończyć z represjonowaniem Polaków.

Już jutro w Brukseli ministrowie spraw zagranicznych Unii Europejskiej zdecydują, czy przedłużyć zgodę na wjazd do krajów UE najbliższym współpracownikom Łukaszenki. W czwartek na szczycie w Brukseli przywódcy 27 państw Wspólnoty po raz pierwszy będą się zastanawiać, czy zaprosić samego Łukaszenkę na majową inaugurację Partnerstwa Wschodniego. Program ten zakłada m.in. utworzenie strefy wolnego handlu z Unią, zniesienie wiz i uruchomienie pomocy finansowej. Dla zmagającej się z kryzysem Białorusi to atrakcyjna oferta.

Reklama

"Łukaszenka częściowo spełnił oczekiwania Unii. Ostatnie wybory parlamentarne nie były wolne, ale opozycja mogła wziąć w nich udział. Zdarzają się przypadki nękania działaczy opozycyjnych, ale Aleksander Kazulin wyszedł z więzienia, a nawet zezwolono mu na wyjazd do Brukseli. Utrzymano cenzurę, ale władze zgodziły się na wydawanie dwóch niezależnych pism" - wylicza bilans polityki odwilży wiceminister Kremer. "Polityka ostatnich lat izolowania Białorusi nic nie przyniosła, realpolitik jest mimo wszystko bardziej skuteczna" - przekonuje.

Zdaniem polskich dyplomatów testem intencji Łukaszenki będzie teraz legalizacja ZPB Andżeliki Borys, a także odmowa uznania przez władze w Mińsku niezależności Abchazji i Osetii Południowej. Decyzje w tej ostatniej sprawie białoruski parlament ma podjąć tuż przed szczytem 7 maja w Pradze.