Chodzi o kilkunastu dyrektorów, których Farfał zwolnił. Większość z nich było związanych z Andrzejem Urbańskim, zawieszonym prezesem. Pierwsza była Halina Przebinda, była dyrektor biura programowego. Jej sprawa przed sądem pracy ma się rozstrzygnąć w czerwcu.

Reklama

>>>TVP zmusza reporterów by mówili o Libertas

To nie koniec. Pieniędzy, mimo stosownych uregulowań w kontraktach, nie dostali, m.in. Dorota Macieja (była dyrektor "Jedynki"), Aleksandra Zawłocka (była dyrektor Agencji Informacji), jej zastępczyni Patrycja Kotecka, Krzysztof Rak (były szef "Wiadomości") czy Aneta Wrona (rzecznik prasowy i dyrektor marketingu). Według informacji DZIENNIKA chodzi co najmniej o 12 osób. Zamiast pieniędzy zobaczyli pisma z komentarzem prezesa "odmawiam". W wielu przypadkach należy im się po kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo jak Kotecka mają sześciomiesięczny zakaz konkurencji. Kilkoro z nich jak Macieja i Wrona już zdecydowało się na skierowanie sprawy do sądu. Jeżeli Farfał przegra choć jedną sprawę, mają plan, by podać go do prokuratury za uporczywe łamanie praw pracowniczych. Co na to władze TVP? - "To decyzja zarządu TVP" - oświadcza lakonicznie Daniel Jabłoński, rzecznik prasowy telewizji.

>>>Prezesa Farfała oskarżono o korupcję

"Nie odpuścimy mu. Łamie prawo i za to zapłaci" - mówi jeden ze zwolnionych dyrektorów. Część rady nadzorczej, związanej z PiS, zażądała od Farfała wyjaśnień w tej sprawie. "Otrzymaliśmy bardzo lakoniczne wyjaśnienie, że te zakazy konkurencji mają chronić spółkę, a nie pracownika, a poza tym, że istnieją wyliczenia, że nawet procesy są bardziej korzystne niż wypłacanie tych odszkodowań. Takie pokrętne tłumaczenie. A to, co robi prezes, to małpia złośliwość" - mówi Krzysztof Czabański.

Reklama

>>>Niezatapialny Farfał ocalał jednym głosem

Czy telewizja naprawdę nie ma pieniędzy? Takie tłumaczenie słyszą na Woronicza wszyscy: rada nadzorcza, związki zawodowe i pracownicy. Ruszył właśnie program dobrowolnych odejść z TVP. Pracownicy, którzy skorzystają z programu, oprócz wynagrodzenia, które będzie im przysługiwać w okresie wypowiedzenia, dostaną nawet sześciomiesięczne rekompensaty. Ile osób się zgłosiło? Nie wiadomo, to tajemnica spółki. Według związków zawodowych może to być nawet kilkaset osób z 4,7 tysiąca etatowych pracowników. Jak dowiedział się DZIENNIK do ubiegłego czwartku w samej centrali w Warszawie z programu chciało skorzystać 160 osób. Jeżeli doda się jeszcze oddziały, liczba pracowników może się dojść do 1000. "Jest ich na tyle dużo, że Farfał stwierdził, że nie stać TVP na tak duże pieniądze. Nie wiadomo, czy na wszystkie odejścia się zgodzi. Wszystkie podania będę weryfikowane w kadrach" - mówi jeden ze związkowców, który spodziewa się, że jesienią dojdzie do zwolnień grupowych.

Reklama

Co na to prezes? "W tej chwili realizowany jest program dobrowolnych odejść ze spółki. Zarząd TVP czeka na efekty tego programu" - mówi pytany o zwolnienia grupowe rzecznik telewizji. Kolejne planowane oszczędności to ograniczenie liczby współpracowników i zabranie pracownikom premii motywacyjnej.

Na razie oszczędności odbijają się na zwykłych dziennikarzach. Od maja dziennikarze pracujący w Agencji Informacji zamiast ryczałtów do głównej pensji dostają wierszówki. Są więc bezpośrednio uzależnieni od swoich pracodawców. W TVP Info za jeden dyżur reporterski można dostać teraz okolo 400 zł. "Jak podpadniesz, to nie zarobisz. Nie masz dyżurów, nie chodzą twoje materiały. Wszyscy więc grzecznie jeżdżą na konferencje Libertas i nie protestują" - mówi jeden z reporterów.