Choć Hanna Gronkiewicz-Waltz zapowiadała, że w miejskich spółkach nie będzie już ludzi przyniesionych w teczkach, to rzeczywistość, według "Newsweeka" jest zupełnie inna. Do rad nadzorczych trafiło 30 ludzi związanych z PO i SLD, którzy pracując po kilka godzin tygodniowo zarabiają dwa tysiące złotych.

Reklama

Pierwszym z takich działaczy jest Krzysztof Zakrzewski, syn posłanki PO, który, jak pisze "Newsweek" nadzoruje spółkę zarządzającą Wisłostradą i mostem Świętokrzyskim. Brat ministra sprawiedliwości, Sebastian Kwiatkowski, pilnuje, jak pracuje TBS Bemowo. Co na to ratusz? "Jedyne kryteria doboru członków rad nadzorczych warszawskich spółek to wykształcenie, doświadczenie zawodowe oraz predyspozycje. Pan Kwiatkowski spełnia wymagania stawiane członkom rad nadzorczych. Funkcję w TBS objął prawie dwa lata przed ministerialną nominacją brata" - tłumaczy "Newsweekowi" Tomasz Andryszczyk, który pełni obowiązki rzecznika miasta. Tyle, że dwa lata temu jego brat był już senatorem PO.

Na ciepłą posadę załapał się też burmistrz Bemowa, czyli członek rady Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Warszawie. "Jestem inżynierem zarządzania, a wcześniej byłem w radzie nadzorczej miejskich wodociągów w Jarocinie – tłumaczy. Podkreśla też, że pracę w miejskim przedsiębiorstwie wykonuje po godzinach i nie przeszkadza mu ona w działalności samorządowej" - wyjaśnia tygodnikowi Jarosław Dąbrowski.

Eksperci nie mają wątpliwości, że takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. "Partyjne nominacje są patologią, bo nadzór właścicielski w imieniu miast powinni pełnić fachowcy, a nie partyjni działacze. Poza wszystkim to także dowód hipokryzji i niewywiązanie się z obietnic wyborczych" - oburza się Grażyna Kopińska, dyrektor Programu przeciw Korupcji Fundacji im. Stefana Batorego.

Reklama