Do skrzynki mailowej Marcina Rosoła dotarli dziennikarze "Uważam Rze". W rozmowie z Polskim Radiem zdradzają, co kryło się w mailach jednego z najbardziej zaufanych współpracowników Mirosława Drzewieckiego. "W załączeniu przesyłam CV klienta od Mira. Jeśli się uda, zależy mi, żeby realizacja nastąpiła jak najszybciej. Forma umowy dowolna, o pracę, zlecenie. Termin umowy na pół roku. Kwota między 6-8 pln"- to, zdaniem Marka Pyzy dowód na załatwienie posad w jednej z jednoosobowych spółek skarbu państwa.

Reklama

"Ci ludzie do dziś pracują na stanowiskach, o które prosił Rosół. Chodzi o Narodowe Centrum Sportu, Ministerstwo Sportu, spółkę PL 2012 i jedną z jednoosobowych spółek skarbu państwa. Tam prezesem zarządu jest człowiek, mąż bardzo ważniej urzędniczki z ministerstwa sportu" - wyjaśnia Polskiemu Radiu dziennikarz. Maile trafiały do wielu resortów. Nawet do Ministerstwa Skarbu. "Sprawa jest pilna, człowiek jest od Drzewieckiego. Proszę załatw mu cokolwiek, ale musi to być członek jakiegoś zarządu. Sprawa jest naprawdę pilna" – przytacza kolejną wiadomość Pyza.

Rosół potrafił załatwić pracę, uważa Pyza, bo najpierw współpracował z Tuskiem i Schetyną, a potem stał się "człowiekiem" Drzewieckiego. "Siatka znajomości Rosoła rozchodziła się niezwykle szeroko. Miał ludzi w wielu spółkach państwowych. Wiadomo było, że to jest człowiek Drzewieckiego. Ludzie w urzędach mieli też gdzieś z tyłu głowy, że Rosół to nie jest tylko szef gabinetu w ministerstwie sportu, ale również były współpracownik Grzegorza Schetyny i Donalda Tuska. W konsekwencji afery związanej z nieprawidłowościami przy finansowaniu kampanii wyborczej, odszedł z Platformy. Wrócił jednak do gry. To była duża szycha w Platformie" – wyjaśnia Marek Pyza.

Kogo polecał Rosół? Zwykle byli to ludzie wykształceni, dobrze przygotowani do biznesu. Trafiali się jednak także i tacy bez bogatego CV z kiepskim wykształceniem.