"W miniony poniedziałek otrzymałem analizę prof. Nowaczyka rekonstruującą trajektorię poziomą lotu Tu-154, z której wynika, że polski samolot przeleciał ok. 4 m nad brzozą" - mówi "Gazecie Polskiej" szef parlamentarnego zespoły, wyjaśniającego katastrofę smoleńską, Antoni Macierewicz. Jego zdaniem, teoria profesora Nowaczyka całkowicie zaprzecza tezom raportu Millera i ustaleniom rosyjskich śledczych.

Reklama

Jakie szanse mają Polacy, by poznać prawdę o Smoleńsku, skoro wyniki badań amerykańskich autorytetów naukowych – prof. Kazimierza Nowaczyka, które dostarczył Pan prokuraturze, premierowi Tuskowi i ministrowi Millerowi, i prof. Wiesława Biniendy, eksperta NASA – zostały zignorowane?

Macierewicz wyjaśnia, że nad danymi, które zdobył jego zespół pracują zachodni specjaliści. "Materiałem zgromadzonym przez zespół parlamentarny zajmują się teraz dwa amerykańskie laboratoria. Do zespołu, którym kierują prof. Nowaczyk i prof. Binienda, dołączyli specjaliści z firmy Boeing. W nasze badania zaangażowała się także firma, lider w dziedzinie modelowania i symulacji ciągłej. Jej specjalnością są w szczególności: aerodynamika, zastosowania o charakterze militarnym, balistyka, zwłaszcza badania uderzenia obiektu w cel" - mówi.

Jego zdaniem, tajemnicza firma przygotowała już pełną analizę uderzenia maszyny prezydenta w ziemię. "Wstępna analiza potwierdza diagnozę, którą przekazywaliśmy opinii publicznej. Rozrzut i kształt szczątków oraz wygląd miejsca, na którym te szczątki leżą, wykluczają możliwość roztrzaskania się samolotu przez uderzenie w ziemię. Kształt szczątków i ślady na ziemi wyglądałyby inaczej, gdybyśmy mieli do czynienia z rozpadem samolotu na skutek upadku. To są ciągle wstępne analizy – całość przedstawimy opinii publicznej, gdy otrzymamy komplet badań z USA" - dodaje "Gazecie Polskiej" . Według posła, tragedia zaczęła się, gdy przestała działać elektryka.

Reklama

Szef zespołu uważa, że w Polsce twa cisza wokół katastrofy, tymczasem amerykańscy eksperci rozpisują się na temat katastrofy samolotu. "W środowiskach tych istnieje bowiem świadomość konieczności zbadania przyczyn katastrofy smoleńskiej, zwłaszcza wobec fałszywych – co już nie ulega wątpliwości – informacji MAK i komisji ministra Millera" - mówi tygodnikowi Macierewicz.

Dlaczego wcześniej naukowcy światowi nie zajęli się wyjaśnianiem przyczyn tej katastrofy? "Nikomu na świecie nie przyszło do głowy, że premier kraju, którego prezydent i ogromna część elity państwa zginęli w katastrofie, może akceptować kłamstwo na temat jej przyczyn" - tłumaczy poseł. Dopiero badania profesorów Biniendy i Nowaczyka, zdaniem Macierewicza otworzyły puszkę pandory. " Światowe instytucje zajmujące się bezpieczeństwem lotów i badaniem katastrof podejmują takie analizy także ze względu na bezpieczeństwo przyszłych lotów i interesy wielkich firm produkujących samoloty" - wyjaśnia "Gazecie Polskiej" poseł.