- Jednak to jest temperament na czas stanu wojennego. W demokracji trzeba to rozgrywać spokojniej, szukać kompromisu, a nie konfliktu, tak starałem się funkcjonować, kiedy byłem w polityce. Ale teraz nie waham się używać mocnych słów, jak chcę coś podkreślić, tym bardziej że jestem wolnym człowiekiem, poza polityką. Reaguję głównie na głupotę i gdy ktoś pluje na historię - tłumaczy Frasyniuk, dlaczego używa ostrego języka. Zdaniem polityka prawica takim właśnie - złośliwym - językiem posługuje się od 20 lat.

Reklama

Od 20 lat szukają haków na ludzi podziemia. Kiedy więc Macierewicz pluje na naszą historię, to mi się zaraz przypomina jego artykuł z lat 80., w którym doradzał prymasowi Glempowi rozmowy z Jaruzelskim, rezygnację z Solidarności na rzecz chrześcijańskich związków zawodowych. Uważałem wtedy, że to jest element wewnętrznej dyskusji. Ludzie mają prawo nawet do tak radykalnej różnicy zdań. Ale wyobraża pan sobie, aby Wałęsa coś takiego popełnił? Macierewicz by go zabił, Kaczyński by go zabił. Cała prawica by krzyczała „zdrajca” - tłumaczy Frasyniuk.

Były przewodniczący Unii Wolności twierdzi, że Macierewicz się nie zmienił. - Nieraz się zastanawiam, dlaczego nikt go nie zapyta: no, był pan kilkadziesiąt kilometrów od tej katastrofy. Dlaczego pan wsiadł do pierwszego pociągu i wrócił do kraju, a nie pojechał pomóc kolegom zabezpieczać ślady przestępstwa? A on wraca do kraju i staje się bohaterem, który walczy ze zbrodniarzami, czyli przede wszystkim z Tuskiem - mówi Frasyniuk.