To reakcja na deklarację Aleksandra Kwaśniewskiego o tym, że były prezydent wraca do polityki i zajmie się tworzeniem wspólnej listy centrolewicowej do Parlamentu Europejskiego. Kwaśniewski złożył ją po spotkaniu z Januszem Palikotem i Markiem Siwcem.
Teraz widać, że Palikot zwija swój szyld. Ewidentnie szuka uwiarygodnienia dla swojego projektu, po tym jak się skompromitował w sprawie Wandy Nowickiej i Anny Grodzkiej, a z polskiego Sejmu robi prawdziwy cyrk - mówi dziennik.pl Dariusz Joński, rzecznik SLD.
Przekonuje przy tym, że aby współpraca Kwaśniewskiego z Palikotem była możliwa potrzeba gruntownej zmiany podejścia w wielu sprawach społecznych i gospodarczych w RP. Nie precyzuje jednak, jakie dokładnie ma na myśli. Z tych wszystkich względów współpraca Kwaśniewskiego z Ruchem Palikota jest w tej chwili nadal trudna do wyobrażenia - podkreśla rzecznik SLD.
Joński dopytywany także o to, czy nie traktuje tych informacji, jak czarnej polewki dla SLD, zaprzecza. I ucina dalsze pytania: Nadal koncentrujemy się na budowaniu silnego SLD.
Wczoraj Leszek Miller zadeklarował, że chce tworzyć listę do PE z udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego. Jednocześnie wykluczył współpracę z Ruchem Palikota.
Komentarze (16)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarszePonieważ ludzie patrzą na sprawy powierzchownie i nie potrafią dostrzec rzeczy oczywistych, pewne kwestie musi im ktoś wskazać. I to właśnie uczynił wczoraj na blogu Toyaha kolega redpill. Otóż bez pudła, jak sądzę, ujawnił on rzeczywistą funkcję fundacji prowadzonej przez Jakuba Śpiewaka, którą było oczywiście polowanie na księży pedofili. Tak się jednak składa, że tą jakże ważną z punktu widzenia dzieci i rodziców czynnością zajmuje się już policja, która po ujawnieniu jednego czy drugiego przypadku, kieruje sprawę do prokuratury, poprzedzając całą procedurę aresztowaniem podejrzanego. Po cóż więc – zapyta ktoś – fundacja Jakuba Śpiewaka? Nie po to przecież, by wspierać policję, bo ta nie łapie pedofilów ogłaszając swoje zamiary wszem i wobec. Ja dokładnie nie wiem jakie były poboczne cele tej fundacji, ale ujawnił jej nieoczekiwanie sam Jakub Śpiewak. Chodziło mianowicie o to, żeby on się troszkę rozerwał i zabawił. Być może także o jakieś transfery gotówki, ale tego nie wiemy z całą pewnością. Nie sądzę też by dowiedziała się o tym policja i prokurator, bo obydwie te instytucje są akurat zajęte badaniem szczegółów życia Brunona K. Śpiewak, podobnie jak jego fundacja są tematem dla mediów, tym bardziej widowiskowym im więcej razy przez kamerami tenże Śpiewak uderzy się w pierś i powie, że grzeszył.
Pisał już o tym wczoraj Toyah, ale ja chciałem to dziś rozwinąć, w kierunkach dość, myślę, nieoczekiwanych. Mamy oto przypowieść o faryzeuszu i celniku w świątyni. Najważniejszy jej fragment to nie ten wcale, kiedy jeden się chwali, a drugi obwinia o wszystko, ale ten dotyczący światła. Otóż celnik stoi w cieniu i nie pokazuje się nawet na oczy Panu Bogu, faryzeusz zaś wylazł na środek i tam składa te swoje samokrytyki i cieszyć się tylko należy, że nie wziął ze sobą Sandry i flamastra. I teraz wyobraźcie sobie tę samą sytuację, ale z odwróconym wektorem. Celnik stoi na środku świątyni, albo przed nią, tam gdzie ci wszyscy kramarze, co to ich potem Jezus ręcznikiem przegonił. Stoi sobie i mówi: kochani ludkowie, miałem ścigać tych pedofilów, ale kurcze, słaby jestem i zamiast tego troszku kradłem. Ludzie patrzą nań początkowo jak na wariata, ale w końcu jeden cwany żebrak widzi co się święci i przysuwa swój dywanik, na którym leży udając inwalidę kulawego na obydwie nogi, całkiem blisko naszego bohatera. Ten jak to zauważył jeszcze głośniej zawodzić zaczyna: oj kradłem, kradłem, ludeczkowie mili, ale to przez tę młodość moją durną. Ludzie patrzą, a w brodzie u niego siwe włosy. - Jaka młodość – myślą – ale widzą, że już dwóch żebraków przy nim siedzi, więc pierwszy przełamuje się sprzedawca lampek oliwnych i kram swój ku temu złodziejowi przesuwa. Ludzi coraz więcej, a ten dalej swoje: o jak strasznie kradłem, okropnie wprost kradłem, zamiast tych pedofilów łapać, tylko pieniądze, dziwki i wódka mi były w głowie. Po tych słowach wokół faceta robi się ścisk. W końcu jakiś bystrzejszy gość wyciąga telefon komórkowy i dzwoni z tego telefonu do hurtowni. - Dawać mi tu towar, dwa tarpany lampek oliwnych i pół woza ręczników – woła do słuchawki – promocję Kajfasz urządził z zaskoczenia. Mówi tak, bo jako pierwszy zorientował się, że ten gość to bratanek Kajfasza, a nie żaden tam celnik co się Rzymiarzom wysługuje. I wtedy wszystko już jest jasne. Rozmowę telefoniczną podsłuchał jeszcze jeden i popędził do miejscowej telewizji internetowej „Jerycho on line”, żeby chłopaki na nagranie przylecieli. Ludzi coraz więcej, po mieście chyr poszedł, że promocja w telewizji będzie i co sprytniejsi kupcy już złodziejom co przy bramie w dybach siedzieli szekle proponują, żeby na chwilę tylko porzucili stanowisko i pod świątynie podeszli, żeby opowiedzieli głośno, bez wstydu co jeden z drugim ma na sumieniu, nikt się przecież nie zorientuje, który to ten prawdziwy co zaczął promocję. Zanim się połapią już dwie skrzynki lampek oliwnych sprzedane. Złodzieje patrzą jeden na drugiego, ale żaden iść nie chce. Wiedzą oni bowiem dobrze, że to nie jest żadna promocja, ale próba narzucenia monopolu na handel przedświątynny przez Kajfasza i jego bratanka. I tylko ktoś wyjątkowo głupi mógł nie zorientować się w porę. Złodzieje więc siedzą dalej w tych dybach, a Kajfasz obserwując wszystko z okna mówi zmęczonym głosem do słuchawki – halo, tu Kajfasz, czy to posterunkowy Siwak, brat Albina? - Sie wie – Siwak na to – co tam panie Kajfszu, jak inetressa? - No właśnie w tej sprawie dzwonię – mówi Kajfasz – trzeba tu przyjechać i to bydło rozpędzić, bo ten mój biedny bratanek już rady nie daje. Pokutuje już trzecią godzinę i w gardle mu zaschło. - Zaraz będziemy – mówi posterunkowy Siwak i odkłada słuchawkę.
Jeśli kochani myślicie, że u nas będzie inaczej to się grubo mylicie. Może co najwyżej okazać się, że bratanek Kajfasza, ma na sumieniu rzeczy o wiele cięższe niż to szmatławe złodziejstwo, z którego zapragnął się wyspowiadać przed kamerami i zarobić na tym parę złotych oraz zyskać dozgonny szacunek wszystkich przedświątynnych handlarzy. Może się okazać, na przykład, że on nie ścigał żadnych pedofilów, ale przeciwnie przygotowywał dla nich ofertę. Ja nie twierdzę, że tak musi być, ale wszyscy wiemy, że życie niesie różne niespodzianki i to co wydaje się pokutą może okazać się promocją, ta zaś wcale nie musi nią być do końca, bo może niespostrzeżenie zamienić się w próbę zmonopolizowania lokalnego rynku głębokich emocji. Jedno jest pewne – na koniec przyjedzie posterunkowy Siwak, nie wiadomo jednak do ostatnich chwil, komu założy kajdanki na ręce i czyje papiery skieruje do prokuratury.
Prawda, to po prostu kopniak w dupę Millera, Senyszyn, Jońskiego. LOL!
Chłoptaś nie widzi że mu szefa Milera chcą odsunąć na boczny tor.