Panie prezydencie, jakie najważniejsze cele chce pan zrealizować do końca kadencji?

Wychodzę z założenia, że prezydent powinien koncentrować się na zadaniach strategicznych, trzymając się roli strażnika konstytucji. Przygotowana przeze mnie Strategia Obronności i Bezpieczeństwa Państwa jest nie tylko gotowa, ale już wdrażana, przewiduje m.in. zmiany systemu dowodzenia w polskiej armii, rozbudowę ochrony przestrzeni powietrznej. Drugi dokument strategiczny – który chciałbym, żeby wyznaczył na dłużej niż jedną kadencję kierunek działań polskiego państwa – jest odpowiedzią na trwający kryzys demograficzny. Potrzebna jest strategiczna wizja kompleksowej polityki państwa wobec rodziny. Przedstawię taki dokument do końca półrocza. W tym obszarze wiele dzieje się zresztą już dziś. Choćby przez wpływ na kształt ustaw czy budowanie atmosfery wrażliwości i życzliwości dla rodzin, np. poprzez prowadzoną na gruncie samorządów akcję „Dobry klimat dla rodziny”.

Reklama

Jaki cele wyznaczy strategia demograficzna?

Podstawowym celem jest przełamanie narastającego kryzysu demograficznego, który wpływa na gospodarkę, szkolnictwo, właściwie na każdą dziedzinę życia w coraz większym i bardziej bolesnym stopniu. Polska, mimo bieżących kłopotów z bezrobociem, w rzeczywistości stoi w obliczu problemu braku rąk do pracy w przyszłości. Wystarczy spojrzeć, jak sytuacja na rynku pracy będzie wyglądała za 10–15 lat, by stwierdzić, że może nam zabraknąć ludzi pracujących, aby utrzymać rosnącą armię emerytów.

Reklama

Ma pan pomysł na zahamowanie negatywnych tendencji?

Jestem realistą. Żeby przełamać kryzys demograficzny, najpierw należy go powstrzymać. Zamierzam przekonywać Polaków do posiadania przynajmniej dwójki dzieci. Pakiet rozwiązań, które ten cel zrealizują, jest w przygotowaniu. Drugie dziecko w polskich rodzinach oznaczałoby znaczne spowolnienie spadku liczby urodzeń. Ale jego przełamanie wymaga długiej i konsekwentnej polityki rodzinnej ułatwiającej podejmowanie decyzji rodzicielskich przez młodych Polaków i powrót do dzietności mniej więcej na poziomie 2,1.

Cel jest ambitny. Dziś mamy 1,4.

Reklama

Dlatego to muszą być rekomendacje możliwe do wdrożenia, a nie akty strzeliste prorodzinnych deklaracji. To będzie wymagało rozmów z rządem, zwłaszcza z ministrem finansów. Ale uważam, że nadeszła pora na to, aby złapać byka za rogi przez budowanie istotnych mechanizmów polityki prorodzinnej także w obszarze podatkowym.

Zaproponował pan zwiększenie kwoty wolnej od podatku w zależności od liczby dzieci. Wydaje się, że zarówno to jako metoda, jak i cel, czyli wspieranie urodzeń pierwszego i drugiego dziecka, idą w poprzek planów rządu, który chciałby zachęcać do posiadania trójki i więcej dzieci ulgami.

Nie, to się składa w dobrą całość. Dochowaliśmy się z żoną piątki dzieci, a to zobowiązuje. Po przedstawieniu moich propozycji przyjdzie czas na rozmowy z rządem, ale także pora na dyskusje z opinią publiczną i siłami politycznymi. Chciałbym, by to nie był jednorazowy fajerwerk, ale żeby udało się uzgodnić sposób postępowania, który będzie mógł być realizowany nie tylko przez jeden rząd, parlament czy jednego prezydenta, ale w perspektywie dłuższej niż jedna kadencja.

Mamy sytuację politycznego zwarcia. Szerokie porozumienie w takiej sprawie jest realne?

Liczę na prostą refleksję w kręgach politycznych. Dotychczas polskie państwo wydawało sporo pieniędzy na politykę prorodzinną z bardzo ograniczonymi efektami. Efektownie jak w wypadku becikowego, ale nieefektywnie. Nie wchodzi w grę znalezienie w sposób cudowny wielkich dodatkowych pieniędzy. Chodzi o istotne ich przesunięcie. Celem, i tu jest pełna zgodność z polityką rządową, będzie zbudowanie rynku usług i powiększenie liczby instytucji wychowawczych – przedszkoli, miniżłobków, klubów dziecięcych, które pozwoliłyby młodym matkom nie stawać w obliczu wyboru: dziecko czy praca. Uważam, że powinniśmy dążyć do maksymalnie elastycznego systemu urlopów rodzicielskich. Rodzice powinni mieć prawo do skorzystania w częściach z płatnego urlopu rodzicielskiego bez wydłużania go ponad to, co proponuje rząd, do czwartego roku życia dziecka. Takie rozwiązanie daje możliwość wykorzystania urlopu wtedy, gdy jest to najdogodniejsze. Więc tu nie ma sprzeczności. Będziemy rozmawiali w duchu poszukiwania optymalnych rozwiązań.

To fragment wywiadu z Bronisławem Bomorowskim, całość czytaj w papierowym wydaniu "DGP"