Kwestionowanie odpowiedzialności władz PRL za śmierć Grzegorza Przemyka to obraza pamięci jego i jego matki - mówi senator Marek Borowski. Gość radiowej Trójki odniósł się do przypadającej wczoraj 30. rocznicy śmierci Grzegorza Przemyka. Sejm miał uczcić jego pamięć specjalną uchwałą, jednak nie udało się jej przyjąć z powodu sprzeciwu SLD.

Reklama

Partia Leszka Millera nie zgadzała się na zawarte w niej sformułowanie o odpowiedzialności władz PRL za śmierć chłopca. Marek Borowski powiedział, że nie zgadza się ze stanowiskiem SLD i sam podpisałby się pod uchwałą. Zwrócił uwagę, że wiadomo, iż Grzegorz Przemyk był maltretowany na komisariacie milicji, a po jego śmierci zacierano ślady.



12 maja 1983 roku funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej zatrzymali warszawskiego maturzystę, Grzegorza Przemyka - syna poetki i działaczki opozycyjnej Barbary Sadowskiej. W komisariacie przy ul. Jezuickiej na warszawskiej Starówce został on skatowany przez milicjantów i zomowców. Po dwóch dniach zmarł. Była to jedna z najgłośniejszych zbrodni aparatu bezpieczeństwa PRL.



W treści uchwały znalazł się apel do organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości o osądzenie i ukaranie zabójców Grzegorza Przemyka, którzy do tej pory nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.