Osoba, która miała organizować tę pomoc, czyli Jan Krzysztof Bielecki odpowiedziała, że rewelacje Pawła Piskorskiego nie mają nic wspólnego z prawdą - odpowiedział Donald Tusk zapytany o artykuł "Wprost" w którym mowa jest o kulisach finansowania przez CDU zakładanego przez Tuska KLD.

Reklama

Paweł Piskorski zarówno w książce jak i w wypowiedziach prowadzi dość typową kampanię do europarlamentu i promocję własnej książki. Miesza prawdy, półprawdy i insynuacje - mówił Tusk. - Być może się na mnie mści - dywagował premier.

>>>Były polityk PO ujawnia finanse partii Tuska: Auta od biznesmenów

Jego wiarygodność nie różni się niczym od wiarygodności jego oświadczeń majątkowych. Pamiętam dokładnie dlaczego wyrzucałem go z Platformy - kontynuował szef rządu. - Nigdy nie kupiłem domu w Sopocie. Nie brałem żadnej pożyczki od CDU. Nigdy. Ani jako szef KLD, ani jako zwykły obywatel, ani jako szef Platformy. To jest nieprawda - podkreślił stanowczo.

Reklama

Nie mogę pójść na drogę sądową z Pawłem Piskorskim w trybie wyborczym, bo nie jestem kandydatem do europarlamentu - tłumaczył Tusk. Według premiera, materiał we wprost musiał być pisany z pomocą prawników i nie ma się do czego przyczepić.

Przez ostatnie 20 lat jestem systematycznie obrażany przez polityków i tygodniki. 'Wprost" nie jest tu wyjątkiem - mówił Tusk. - Dla urzędującego premiera pójście za każdym razem gdy jestem obrażany oznaczałoby nieustanną obecność w sądach - dodał.

Tusk zaproponował, by o dowody na "swoje insynuacji i kłamstwa" zapytać Pawła Piskorskiego.

Reklama

>>>Były rzecznik KLD: Piskorski wpisuje się w PiS-owski styl

O kulisach finansowania zakładanego przez Tuska KLD napisał na podstawie rozmów z Pawłem Piskorskim tygodnik "Wprost". Jeden z informatorów pisma twierdzi, że CDU, które było wtedy przy władzy w Niemczech, szukało w krajach postkomunistycznych partnerów do współpracy.

Ale pieniądze na budowę struktur w Niemczech miały pochodzić nie tylko z Niemiec. Piskorski twierdzi, że głównym sponsorem partii kierowanej przez obecnego premiera był wtedy biznesmen Wiktor Kubiak. To on wynajął biuro dla KLD w centrum Warszawy, w hotelu Marriott, który był na początku lat 90. synonimem luksusu.
Kubiak miał gigantyczne pieniądze. Transfer tych pieniędzy polegał na tym, że dostarczał stosy banknotów w jakichś poszarpanych reklamówkach. Sceny jak z filmu - opowiada Piskorski o kulisach finansowania partii.