Kto zastąpi Donalda Tuska? Są już "murowane" kandydatury. W tym przypadku jest jednak jak z konklawe: pewny kandydat na papieża może wyjść kardynałem lub na zawsze pozostać "pewnym kandydatem". Ustępujący premier w tym tygodniu sam przedstawi scenariusz operacji pt. sukcesja w PO.
Traktat lizboński przewiduje, że przewodniczący Rady Europejskiej nie może sprawować krajowej funkcji publicznej. Z naszych informacji wynika, że największe szanse na zajęcie jego fotela ma marszałek Sejmu. Ewa Kopacz cieszy się pełnym zaufaniem premiera. Jej zwolennikiem jest lider Spółdzielni, wpływowej frakcji w PO, Cezary Grabarczyk.
- Dobrze, gdyby wiceszefowa PO stanęła na czele rządu. Ma predyspozycje. Była ważnym ministrem w rządzie Tuska. Współpracowała z premierem jako marszałek - komentuje Grabarczyk. Ona sama już deklarowała, że jest gotowa przejąć urząd. To rozwiązanie ma kolejny atut - Kopacz jako premier oznacza kontynuację zasady, że lider partii idzie do rządu. Ta kandydatura ma jednak w PO swoich przeciwników.
- Deklaracją, że może zastąpić Tuska, raczej sobie zaszkodziła. A Grabarczyk ją wypycha, by samemu zostać marszałkiem Sejmu - twierdzi jeden z polityków PO. Entuzjastami kandydatury pani marszałek nie są Hanna Gronkiewicz-Waltz, Radosław Sikorski i Jan Krzysztof Bielecki.
Reklama
Mniej realne kandydatury to Elżbieta Bieńkowska (już raz odmówiła) i Jan Krzysztof Bielecki (jako główny doradca Tuska i były premier mógłby bezkolizyjnie przyjąć schedę). - Gdyby Kosiniak-Kamysz był w PO, on zostałby premierem - zauważa osoba z rządu.
Reklama

Kto, jeśli nie ona

Poważnym kontrkandydatem może być szef MON Tomasz Siemoniak. O ile Kopacz łączyłaby funkcje szefa partii i rządu, to Siemoniak łączyłby różne frakcje w partii. Ceni go Tusk, popiera były sekretarz generalny Grzegorz Schetyna. Pozytywnie są do niego nastawieni ludowcy. O jego kandydaturze wspominał już kilka tygodni temu Władysław Kosiniak-Kamysz.
Jego osoba pozwoliłaby zachować spokój wewnątrz PO i koalicji. Dobrze wyraża się o nim także prezydent Bronisław Komorowski. - Ale to nie znaczy, że jest prezydenckim kandydatem. Trzeba by zobaczyć, ile ma charyzmy i na ile przekonałby do siebie ludzi - tłumaczy współpracownik Bronisława Komorowskiego. Mimo że Siemoniak jest politykiem PO od lat, to mógłby grać rolę premiera technicznego. Jego wadą jest to, że choć jest w rządzie już dwie kadencje i był wiceszefem MSWiA, szefem MON, to nie należał - jak Kopacz czy Sikorski - do grona frontmenów PO. Zdaniem współpracownika prezydenta podobną rolę mógłby odegrać Janusz Lewandowski.

Zmienić, ale jak

Kluczowe będzie to, jak koalicja zmianę premiera przeprowadzi. Dla PO i PSL może to być istotnym problemem, bo dysponują niewielką większością. Mają obecnie zaledwie 233 głosy. I dwie drogi wyboru nowego rządu. Po pierwsze, dymisja i desygnowanie nowego kandydata przez prezydenta. Po drugie, przeprowadzenie konstruktywnego wotum nieufności.
W tym drugim przypadku odbywa się to bez udziału głowy państwa. Jednak może to wymagać większej liczby głosów. Do przeprowadzenia konstruktywnego wotum potrzebna jest większość ustawowa, czyli co najmniej 231 głosów. Koalicja taką posiada, ale przewaga nad wymaganą większością nie jest duża. Choroba czy wstrzymanie się od głosu któregoś z posłów mogą ten scenariusz uniemożliwić. Do tego jest on skomplikowany wizerunkowo. Choć faktycznie ma posłużyć do wymiany premiera wewnątrz układu rządowego, to formalnie jest wyrażeniem braku poparcia dla działań rządu.
Trudne zadanie ma także opozycja. Do tej pory krytykowała rząd. Teraz może wybierać między: poparciem nowego gabinetu, głosowaniem przeciw (co oznacza poparcie dla dotychczasowego premiera) i wreszcie wstrzymaniem się od głosu (co oznacza bierność w obliczu dokonywanych zmian).
Z tego punktu widzenia prostszym scenariuszem - zarówno dla koalicji, jak i dla opozycji - jest dymisja premiera. I desygnowanie jego następcy przez prezydenta w ciągu 14 dni. O ile poprzedni scenariusz może się odbyć wyłącznie wewnątrz obozu rządowego, to ten oznacza włączenie w cały proces Bronisława Komorowskiego. To prezydent desygnuje kandydata po dymisji premiera. Już dziś widać, że prezydent chce mieć wpływ na tę decyzję.
- Choć Tusk awansował, to jednak odchodzi. To nie zwalnia prezydenta z konstytucyjnych obowiązków desygnowania premiera. Prezydent może zacząć w tej sprawie konsultacje z szefami partii. Choć na razie nie ma pośpiechu - podkreśla osoba z otoczenia prezydenta. Zaletą takiego wariantu jest fakt konieczności uzyskania wotum zaufania bezwzględną większością. Czyli koalicja musi mieć za sobą poparcie co najmniej połowy obecnych na głosowaniu osób (w tym przypadku nieobecni w mniejszym stopniu mogą zaważyć na wyniku głosowania).

Testament Tuska

O ile to, kto zostanie premierem, nie jest pewne, o tyle wiadomo, co rząd będzie robił do końca kadencji. Dowodzi tego program przedstawiony w tym tygodniu przez premiera i ministrów.
- Wiadomo było, że szansa na zostanie przewodniczącym Rady jest spora. Właśnie dlatego to nie było wystąpienie polityczne, jakiego spodziewali się wszyscy, a programowe - zdradza osoba z PO. Kurs ma pozostać niezmieniony: wdrożenie zmian w ulgach na dzieci i waloryzacji mieszanej, co ma przynieść polityczne efekty w przyszłym roku.
Wiadomo, co rząd ma robić. Ale nie ma pewności, jaki będzie zakres zmian (co zależy od tego, kto zostanie premierem). PO zapewne także wykorzysta okazję, by pozbyć się ministrów kojarzonych z aferą taśmową. Na celowniku znajdzie się Bartłomiej Sienkiewicz. - Jeśli to będzie Siemoniak, zmiany mogą być kosmetyczne. W przypadku Kopacz znacznie głębsze - ocenia osoba z PO.
Otwartym pytaniem pozostaje: jak zachowają się ludowcy? Czy nie wykorzystają zmian w rządzie do próby licytacji własnych postulatów? PSL sugeruje, że nie będzie eskalować żądań i jest zadowolone z dotychczasowego stanu posiadania.