Ewa Kopacz jest pierwszym od ośmiu lat premierem, który w momencie przejmowania władzy nie jest szefem swojej partii. I choć za chwilę się nim stanie, to jej pozycja przy konstruowaniu rządu jest dużo słabsza niż Jarosława Kaczyńskiego czy Donalda Tuska. Dlatego ma kilka dylematów, które musi wziąć pod uwagę.

Zachować spójność PO

Wewnętrzne spory to w tej chwili największy problem w Platformie. Choć Ewa Kopacz została kandydatem PO na premiera, to cały czas istnieją obawy, że jej autorytet jako szefa rządu będzie podkopywany. Grzegorz Schetyna mówi o nowych wyborach na przewodniczącego partii, który miałby dużo silniejszy mandat do rządzenia partią i brania odpowiedzialności za rząd. Jeśli władzy przydarzą się wpadki, to takie głosy mogą się nasilić. – Rząd musi mieć stabilną większość, dlatego ważne jest, by wspierały go wszystkie środowiska, które najlepiej, żeby się w nim znalazły – mówi nam jeden z prominentnych polityków Platformy. To może stępić ewentualną krytykę. Stąd pojawiły się propozycje, by do gabinetu Kopacz wszedł Grzegorz Schetyna lub Rafał Grupiński. Pierwszy mógłby przejąć resort Elżbiety Bieńkowskiej, a raczej jego część, gdyż wiele wskazuje, że Ministerstwo Infrastruktury i Rozwoju zostanie ponownie podzielone. Drugi mógłby być ministrem kultury.

Konstrukcja rządu

Reklama
Politycy PO zastanawiają się, na ile Ewa Kopacz zachowa dotychczasowy kształt resortów. Odejście Elżbiety Bieńkowskiej do Brukseli powoduje, że naturalnym ruchem wydaje się podział jej superresortu (CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>). O ile faworytem do przejęcia nadzoru nad rozwojem regionalnym wydaje się zastępca Bieńkowskiej Adam Zdziebło, o tyle do transportu i infrastruktury kolejka chętnych może być długa. – Najpierw uruchomienie Pendolino, a potem jazda po miastach i deklarowanie, gdzie powstaną obwodnice, to naprawdę łakomy kąsek – śmieje się osoba z PO.
Reklama
Kolejny resort, który może przestać istnieć, to Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji. Argumentem za likwidacją jest to, że i tak stracił część kompetencji na rzecz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Rafał Trzaskowski mógłby trafić do MSZ, gdyby zapadła decyzja o likwidacji jego dotychczasowego resortu. Mógłby tam zastąpić Radosława Sikorskiego lub Piotra Serafina, który prawdopodobnie wyjedzie z Donaldem Tuskiem do Brukseli. Wzmocnionym MSW mógłby z kolei kierować obecny minister sprawiedliwości Marek Biernacki lub obecny szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Cichocki. Obaj już wcześniej byli szefami tego resortu.

Ile Tuska po Tusku?

Nowa premier musi zdecydować, w jakim stopniu jej rząd ma gwarantować ciągłość dotychczasowego, a w jakim być nowym otwarciem. Z tym wiąże się pomysł na pozbycie się ministrów kojarzonych z aferą taśmową. Przede wszystkim Bartłomieja Sienkiewicza, który jest na celowniku opozycji i którego w rządzie nie chcą też ludowcy. To także argument pojawiający się w odniesieniu do szefa dyplomacji Radosława Sikorskiego. Choć w jego przypadku zastrzeżeń koalicjanta nie ma. Trzeba jednak pamiętać, że poza Donaldem Tuskiem i Elżbietą Bieńkowską jest on jedynym członkiem Rady Ministrów ze składu rządu, który został zaprzysiężony w 2007 r. po wygranych przez PO wyborach. Więc jest jednym z najbardziej doświadczonych polityków, a tacy mogą być nowej premier potrzebni.
Także inne decyzje nowej premier pokażą, na ile chce skorzystać z doświadczenia współpracowników Tuska. Bo Ewa Kopacz będzie także musiała zdecydować, co z bezpośrednim zapleczem w kancelarii premiera. Donald Tusk zbudował wokół siebie silną ekipę kontrolującą prace resortów i umożliwiającą podejmowanie decyzji w najważniejszych sprawach. Temu służy Rada Gospodarcza przy premierze, na czele której stoi Jan Krzysztof Bielecki, czy zespół programowania prac rządu, którym kieruje szef Komitetu Stałego RM Jacek Cichocki. Pojawiają się pomysły, by albo pozostali na obecnych miejscach, albo poszli na szefów resortów: Bielecki finansów, a Cichocki spraw wewnętrznych. Dlatego wydaje się, że mimo wyjazdu Tuska do Brukseli jego obecność będzie widać w rządzie.

Rekonstrukcja wyborcza

Ewa Kopacz przejmie władzę niemal rok przed wyborami, a to oznacza, że w rządzie będą chcieli znaleźć się parlamentarzyści PO, liczący na to, że trzy kolejne kampanie wyborcze dadzą okazję, by zapaść w pamięć wyborców i zostać wybranym na kolejną kadencję. Będzie więc spora presja ze strony polityków PO na zmiany w takich resortach jak finanse, środowisko czy kultura, gdzie szefowie nie budzą większych lub żadnych zastrzeżeń, ale nie mają też siły politycznej. Nominacje ich politycznych następców mogą posłużyć do pogodzenia różnych frakcji w PO.
To dotyczy zresztą nie tylko funkcji w rządzie. Po odejściu Ewy Kopacz PO będzie musiała obsadzić funkcję marszałka Sejmu. A to w tej chwili kluczowe stanowisko. Co pokazują przykłady Kopacz i jej poprzednika na tym fotelu Bronisława Komorowskiego, ta funkcja stała się przepustką do najważniejszych urzędów w państwie. W tym kontekście pojawiają się nazwiska Cezarego Grabarczyka, jeśli do rządu nie wejdzie, i Radosława Sikorskiego, jeśli straci swój resort. W kontekście wyborczym politycy PO stawiają też pytania o przyszłość Bartosza Arłukowicza. Minister nie jest najlepiej oceniany; z drugiej strony działa jak piorunochron dla premiera. – To on będzie rozliczany ze skrócenia kolejek, a jeśli Kopacz go wymieni, to ewentualne niepowodzenia spadną na nią – ocenia jeden z polityków PO.

Gospodarka nie sprzyja

Co ma robić nowy rząd, zapowiedział obecny premier dwa tygodnie temu. Dlatego ekonomiści nie spodziewają się po nowym rządzie żadnych fajerwerków – raczej będzie to gabinet, którego główne zadanie to bezpieczne dowiezienie koalicji rządzącej do przyszłorocznych wyborów. A to oznacza, że priorytety w polityce gospodarczej się nie zmienią. Według Piotra Bielskiego z BZ WBK największym wyzwaniem dla nowego rządu będzie niepewność co do koniunktury. – Jeszcze niedawno wszystkim się wydawało, że przed nami czas ożywienia, które potrwa długo i będzie ułatwiało politykę rządu i budżetową. Tymczasem mamy wyhamowanie wzrostu w Europie i jeśli będzie się ono utrzymywać, może dotknąć również nas i spowodować problemy z dochodami budżetowymi – ocenia Bielski. A to z kolei może postawić pod znakiem zapytania plan obniżenia deficytu finansów i utrudnić wyjście z procedury nadmiernego deficytu.