Ponad 50 mld zł - szacunkowo tyle zapłaciliśmy za utrzymanie samorządowych urzędników przez ostatnie cztery lata. Z każdym rokiem koszty rosną wraz z armią pracowników urzędów gmin, powiatów i województw

W wyborach samorządowych do obsadzenia było niemal 50 tys. mandatów. Ile będzie nas kosztować lokalna demokracja? Przepisy określają, że maksymalne miesięczne wynagrodzenie wójtów, burmistrzów i prezydentów miast może wynosić 12 365,22 zł. Radni, w zależności od szczebla i wielkości samorządu, mogą liczyć na diety przekraczające 2,6 tys. zł (dodatkowo mogą być aktywni zawodowo, bo funkcja radnego ma charakter społeczny). Jak wynika z naszych szacunków, na pensje dla wybieralnych urzędników przeznaczamy ok. 1,5 mld zł rocznie.

Reklama

Dla lokalnych włodarzy pracują jeszcze zastępy urzędników. W minionej kadencji co roku na utrzymanie niemal 250 tys. pracowników samorządowych – na szczeblu gminnym, powiatowym i wojewódzkim - wydawaliśmy grubo ponad 11 mld zł - wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego.

W kadencji 2010–2014 (a właściwie od 2011 r., gdyż wybory były pod koniec 2010 r.) średnie koszty wynagrodzeń urzędniczych rosły w tempie ok. 300 mln zł rocznie: z 11,33 mld zł w 2011 r. do 11,64 mld zł w 2012 i 11,91 mld zł w 2013 r. Przy założeniu, że ta tendencja się utrzymała w 2014 r., można szacować, iż przez ostatnie cztery lata samorząd kosztował nas ok. 47 mld zł. To mniej więcej o 10 mld zł więcej niż w poprzedniej kadencji.

Reklama

Najdrożsi w utrzymaniu są najliczniejsi urzędnicy gminni - w okresie 2011–2013 kosztowali 7,6–8,1 mld zł rocznie. Na pracowników urzędów powiatowych szło co roku około 2,4 mld zł, a wojewódzkich - blisko 1,3 mld zł.

Koszty z roku na rok rosną, na co składają się wzrosty zatrudnienia i pensji. W 2007 r. w gminnej oraz miejskiej administracji samorządowej pracowało ponad 154 tys. osób, niemal 47 tys. w powiatach i trochę ponad 12 tys. w województwach. To w sumie ponad 213 tys. ludzi. W ubiegłym roku liczba urzędników szczebla gminnego była aż o 9 proc. większa (wzrosła do 168 tys.), personel urzędów powiatowych zwiększył się o jedną piątą, do 56 tys., a 25-tysięczna armia w województwach powiększyła się w ciągu siedmiu lat aż o 108 proc.

Samorządowcy przekonują, że ten dynamiczny wzrost to skutek rosnącej liczby zadań, które muszą wykonywać urzędy. W efekcie ciągle potrzeba dodatkowych rąk do pracy. Ustawowo narzuca nam się nowe zadania i sposób ich wykonywania. Musimy na przykład zatrudniać obowiązkowo asystentów rodziny – jeden ma przypadać na z góry określoną liczbę osób. Kolejny przykład to reforma śmieciowa. Na samorząd przeniesiono administrowanie systemem, kontrolę, rozliczanie i egzekucję opłat. Wcześniej to mieszkańcy indywidualnie zawierali umowy z firmami śmieciowymi - wymienia prezydent Inowrocławia Ryszard Brejza.

Reklama

Z kolei Cezary Gabryjączyk, współprzewodniczący Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego, dodaje, że wzrost zatrudnienia to także efekt silnego zaangażowania samorządów w pozyskiwanie środków unijnych. Mamy możliwość finansowania zadań poprzez różne programy Unii Europejskiej, a to także oznacza konieczność zatrudniania ludzi, którzy się na tym znają - tłumaczy Gabryjączyk.

Samorządowcy przewidują, że w kolejnych latach poziom zatrudnienia ustabilizuje się. Nie ma powodów, dla których powinno wzrastać zatrudnienie w samorządach. W tej materii, przynajmniej na poziomie gminnym, osiągnęliśmy optimum - uważa Marek Miros, burmistrz Gołdapi i wiceprezes Związku Miast Polskich. Twierdzi, że prędzej spodziewałby się redukcji zatrudnienia w lokalnych urzędach niż dalszych wzrostów. Część nowych urzędników była związana z programami unijnymi. Teraz gminy, które pozyskując fundusze europejskie, osiągnęły maksimum swoich możliwości zadłużeniowych, będą miały kłopot, co zrobić z tymi fachowcami - twierdzi burmistrz.

Dziennik Gazeta Prawna

Drugi powód zwiększających się kosztów utrzymania samorządu to coraz wyższe pensje urzędników. Na początku kadencji 2006-2010 średnie wynagrodzenie w gminach wynosiło nieco ponad 3 tys. zł brutto, w powiatach - 2,5 tys. zł, a w województwach - 3,5 tys. zł. Dla porównania, w ubiegłym roku było to już 4 tys. zł w gminach (wzrost o jedną trzecią), niemal 3,6 tys. zł w powiatach (wzrost o 44 proc.) i 4,5 tys. zł w województwach (o prawie 30 proc. więcej). Argumenty za podwyżkami to większy zakres obowiązków urzędników, waloryzacja wynagrodzeń, konkurowanie z wolnym rynkiem o pracowników.

Samorządowcy tłumaczą, że mimo wzrostu płac w dalszym ciągu bardzo trudno pozyskać dobrych, wyspecjalizowanych urzędników. Jednocześnie da się zauważyć, że kandydaci na stanowiska urzędnicze coraz częściej poszukują stabilizacji i pewnej pracy bez tego korporacyjnego ciśnienia - uważa Grzegorz Pietruczuk, przewodniczący klubu radnych SLD sejmiku województwa mazowieckiego. Jego zdaniem zamiast podwyższać czy waloryzować wynagrodzenia wszystkich urzędników, lepiej byłoby wprowadzić systemy motywujące, które pozwalałyby różnicować wynagrodzenia w zależności od osiągnięć.

Zdaniem ekspertów trudno jednoznacznie powiedzieć, czy średnia pensja w wysokości około 4 tys. zł brutto to dużo, czy mało w przypadku lokalnych urzędników. Rozpiętości w zarobkach są zbyt duże. Urzędnicy na wielu stanowiskach często dostają więcej niż urzędnicy państwowi na podobnym szczeblu. Jak spojrzymy na dochody osób pełniących funkcje kierownicze w samorządach, to może to być nawet kilkanaście tysięcy złotych brutto. A więc tyle, ile zarabia średni szczebel korporacyjny - zwraca uwagę Paweł Soloch, ekspert Instytutu Sobieskiego ds. administracji i podsekretarz stanu w MSWiA w latach 2005–2007.

Analityk wskazuje również na niedostateczną kontrolę dochodów samorządowców. Wielu prezydentów miast zasiada w radach nadzorczych albo mają drugie etaty, np. na uczelniach. A przykładowo dyrektor departamentu w jakimkolwiek ministerstwie nie może sobie na to pozwolić - dodaje.

Samorządowcy zgodnie podkreślają, że największą niewiadomą na kolejne lata są dla nich działania ustawodawcy, który może na różne sposoby wymuszać na lokalnych władzach np. stworzenie dodatkowych etatów. Wierzę, że zgodnie z zapowiedziami premier Ewy Kopacz powstanie specjalny zespół, który dokona audytu legislacyjno-finansowego samorządów. Ten audyt wykaże, gdzie są największe problemy i jak je rozwiązać - mówi burmistrz Gołdapi.

ZOBACZ TAKŻE: Walka z systemem informatycznym PKW. Wyników wciąż jeszcze nie ma. RELACJA NA ŻYWO>>>