W momencie wyboru i zaprzysiężenia nowy prezydent zmienia polityczne zaplecze. Przestaje nią być partia, która rekomendowała go do wyborów, bo przynajmniej formalnie musi przeciąć z nią związki. W zamian dostaje własną kancelarię – instrument, który w polskich warunkach zapewnia naprawdę spore wsparcie.
Choć kancelaria nie należy do największych instytucji, jej budżet robi wrażenie. W tym roku to 168 mln zł – kwota równa ubiegłorocznej, ale jednocześnie niższa od tej z 2010 r. (a gdyby uwzględnić inflację, to nawet od 1996 r.). Z tego budżetu należy jeszcze wyłączyć 30 mln zł na Fundusz Rewaloryzacji Zabytków Krakowa, któremu urząd prezydenta patronuje od 25 lat. Dla porównania budżet Senatu wynosi 100 mln zł. Mniej więcej tyle samo ma do dyspozycji kancelaria premiera.
Tak duża suma, wyższa niż w przypadku prezydenta Niemiec, choć zarazem znacznie niższa niż dla podobnych urzędów we Francji czy Włoszech, nie musi dziwić. To prezydent reprezentuje Polskę za granicą oraz przyjmuje wizyty głów obcych państw. Równie ważne są kompetencje prezydenta dotyczące obronności. Jest on najwyższym zwierzchnikiem sił zbrojnych, w ramach podziału kompetencji z rządem reprezentuje Polskę na szczytach NATO. Wsparcie merytoryczne w tym obszarze zapewnia prezydentowi Biuro Bezpieczeństwa Narodowego z wydzielonym budżetem na poziomie 14 mln zł (kwota wliczona do budżetu ogólnego Kancelarii Prezydenta).

ZOBACZ TEŻ: Artyści i sportowcy popierający Komorowskiego nie kryją żalu>>>

Reklama
Nie mniej ważne są personalia. W dotychczasowej kancelarii Bronisław Komorowski zatrudniał dziewięć osób w randze sekretarza lub podsekretarza stanu. Z punktu widzenia układu sił między rządem a prezydentem kancelaria jest istotna nie tylko jako zaplecze szefa państwa, ale i jako miejsce powstawania pomysłów konkurencyjnych wobec rządowych. To prezydenccy ministrowie są często recenzentami rządowych projektów, to oni podsuwają prezydentowi idee, jak je usprawnić. Taka struktura wywołuje ciągłą rywalizację między zapleczem głowy państwa a kancelarią premiera.
To ma swoje dobre strony, jak wtedy, gdy podczas forsowania przez rząd wydłużenia wieku emerytalnego Kancelaria Prezydenta ugrała emerytury częściowe (prawo do pobierania połowy świadczenia po 62. roku życia dla kobiet oraz 65. dla mężczyzn). Ale z drugiej strony może prowadzić do wojny „dużego pałacu” z „małym”, co było widoczne w czasach, gdy prezydentem był Aleksander Kwaśniewski, a premierem – Leszek Miller. O tym, że takie napięcie istnieje zawsze, świadczy fakt, że nawet gdy prezydentem był Lech Kaczyński, a premierem jego brat, zdarzały się spięcia między prezydenckimi ministrami a rządowym zapleczem szefa PiS.
Jeśli PKW ogłosi zwycięstwo Andrzeja Dudy, kancelarię czeka rewolucja. Kandydatką na szefa będzie kierująca sztabem wyborczym Beata Szydło. Pewne miejsce w kancelarii miałby były wiceszef MSZ Krzysztof Szczerski, co zapowiedział sam Duda w trakcie kampanii. Ale te nazwiska nie są ostateczne, bo byłyby także elementem budowania wizerunku wywodzącego się z PiS prezydenta przed wyborami parlamentarnymi. Do kancelarii mogą więc trafić osoby pokazujące otwartość na różne środowiska.
Zwycięstwo Komorowskiego oznaczałoby zaś jedynie korektę obecnego składu kancelarii. Na przykład doradca prezydenta Jaromir Sokołowski prawdopodobnie odszedłby na placówkę dyplomatyczną.