Jakimi śmigłowcami wielozadaniowymi będą latać polscy żołnierze?
Najlepszymi. I produkowanymi w Polsce.
Czyli konkretnie jakimi?
Nie mogę rozmawiać o markach, bo jesteśmy w trakcie procedury zakupowej. O faktach powinniśmy informować najpierw drugą stronę, a nie rozmawiać publicznie.
Reklama
Minister obrony Antoni Macierewicz mówił, że decyzja będzie po zakończeniu negocjacji offsetowych. W Ministerstwie Gospodarki w tej materii od dwóch miesięcy nic się nie dzieje.
Reklama
W tym zakresie odsyłam do odpowiedniego resortu.
Minister gospodarki będzie decydował, jakie śmigłowce kupimy?
Umowa na caracale została parafowana przez poprzedni rząd. Teraz wiele zależy od wyników negocjacji offsetowych. MON już naprawdę niewiele może. Chyba że zdecyduje się unieważnić przetarg z wszystkimi konsekwencjami prawnymi i finansowymi.
Jakie są te konsekwencje?
Poważne.
To nie jest tak, że na każdym etapie postępowania zamawiający może unieważnić przetarg, nie podając powodów?
Tak było do czasu, gdy umowa została parafowana.
Rezygnacja to koszty.
Tak. Chyba że negocjacje offsetowe okażą się korzystne dla Polski i w skali gospodarki jest to opłacalne. Czasem lepiej się z czegoś wycofać.
Rozumiem, że pracownicy fabryk w Mielcu i Świdniku jeszcze rąk zacierać nie mogą?
Żaden z oferentów nie może. Od początku mówiliśmy, że przetarg jest zły i niekorzystny dla polskiej gospodarki i że zrobimy wszystko, by to zmienić. Zacierać ręce będzie mógł ten, kto podpisze umowę z Inspektoratem Uzbrojenia. Dzisiaj nie mogą tego robić ani Francuzi, ani Amerykanie, ani konsorcjum angielsko-włoskie.
Rozważacie połączenie postępowań na śmigłowce wielozadaniowe i uderzeniowe?
Jako kraj jesteśmy stosunkowo silni, jeśli chodzi o produkcję śmigłowców. Dotąd mieliśmy ten problem, że albo trzeba dzielić postępowania, albo niektórzy przedsiębiorcy będą niezadowoleni. Chcemy podzielić oba postępowania, by jak najbardziej wzmocniły gospodarkę. Kierunek wspólnego spojrzenia na te dwa elementy jest jak najbardziej słuszny.
Co z programem obrony powietrznej Wisła?
To sprawa skomplikowana. Choć o tyle łatwiejsza, że nie podpisaliśmy jeszcze niczego i mamy pełną wolność wyboru, możemy zrobić, co chcemy. Na początku musimy ocenić to, czy na ten system nas stać. Jak ktoś wejdzie do salonu samochodowego i wybierze sobie luksusowege auto, to może się zdarzyć, że nie będzie go stać na jego użytkowanie. Jeśli mam pieniądze na opla, to nie idę po rolls-royce’a. Oferta amerykańska w sensie finansowym jest dużo powyżej naszych możliwości. To łączy się też z utratą wartości złotego do dolara.
Co zrobicie?
Zobaczymy, co zrobią Amerykanie. Ocenimy, czy ich oferta jest korzystna dla polskiego przemysłu, jakie technologie moglibyśmy pozyskać za zgodą amerykańskiego rządu. I czy to nie są czcze obietnice.
Zgodnie z amerykańską procedurą dowiemy się o technologiach, które zgodzą się nam przekazać dopiero po podpisaniu umowy.
A dlaczego? To nie jest kontrakt na zapałki. Jeśli drugiej stronie zależy, to może zmienić swoje zasady.
Polski przemysł krytykuje koncern Raytheon za podejście do negocjacji związanych z transferem technologii.
Nam chodzi o przeniesienie technologii, ale także o strategię dotyczącą tego, jak je chcemy wykorzystać w przyszłości. Trzecia sprawa to zdolności obrony, którą gwarantuje system Patriot. Koszt obrony jest niewspółmierny do kosztu ataku poniesionego przez przeciwnika. Systemy defensywne są z natury dużo droższe niż ofensywne. Ale przyjmijmy, że te mają wysoką skuteczność. Załóżmy, że kupujemy osiem baterii i wydajemy na to 30 mld zł. Jesteśmy w stanie zneutralizować atak, który będzie kosztował 3 mld zł. Ale jeśli potencjalny agresor, który zakładamy, że jest bogatszy, wyda tyle samo – czyli 30 mld zł – na swoją broń ofensywną, to będzie miał dziesięciokrotnie większą siłę rażenia niż nasz system defensywny.
Rozważacie rezygnację z Wisły?
Powiedziałem o trzech słabych stronach: cena, udział polskiego przemysłu i zdolności operacyjne. O tym, czy to rozważamy, najpierw powinni się dowiedzieć amerykańscy partnerzy od nas.
Pół roku temu nie wiedział pan, co to jest Homar, złapała pana na tym Monika Olejnik.
Już wiem – to system rakietowy dalekiego zasięgu. Ale w ciągu czterech tygodni urzędowania nie przeanalizowaliśmy jeszcze wszystkich programów modernizacyjnych, więc szczegółowo o Homarze rozmawiać nie chcę. Pochyliliśmy się nad śmigłowcami, tarczą i samolotami dla VIP-ów.
Ten ostatni przetarg został rozpisany tak, by kupić maszyny używane. Chcecie kupować nowe?
Zmiany sięgają głębiej. Od ośmiu lat mamy kupić samoloty dla VIP-ów, ale wciąż płacimy ogromne pieniądze za dzierżawę embraerów. Teraz ten projekt jest podzielony na trzy części: zakup małych, średnich i dużych samolotów. Można to podzielić, bo to inni dostawcy i inny rodzaj sprzętu. Ale jeśli to dzielimy, to chciałbym, by zakupy zostały zaplanowane w tym samym czasie. By nie skończyło się na tym, że kupimy dwa małe samoloty, które w złych warunkach nie dolecą do USA bez międzylądowania. Mówimy, że może potem kupimy jakieś średnie samoloty, a na koniec duże. Prowizorka trwa najdłużej i może się tak skończyć, że małymi samolocikami będziemy latać przez najbliższe dziesięć lat. Kompromitując się na świecie i pozbawiając narzędzi realizowania polityki. Ale zanim cokolwiek kupimy, musimy zaplanować, jak ma wyglądać cała flota i wziąć za to odpowiedzialność.
Kiedy będą konkrety?
Jeśli chodzi o samoloty dla VIP-ów, to chcemy mieć koncepcję do końca roku. Decyzja o caracalach to pewnie początek przyszłego roku. Wisła jest bardziej skomplikowana, dochodzi jeszcze element polityczny – chcemy dać jasny sygnał Amerykanom, że jesteśmy zainteresowani współpracą polityczną. Powinno się to wydarzyć w przyszłym roku.
Jakie doświadczenie w zbrojeniówce ma nowo powołany prezes Polskiej Grupy Zbrojeniowej?
Jest dobrym menedżerem.
Jakie ma doświadczenie biznesowe?
Był m.in. w Operatorze Logistycznym Paliw Płynnych.
PGZ deklaruje, że ma 5 mld zł obrotu to jednak nieco więcej niż dawne Naftobazy, a dzisiejsze OLPP.
To jest spółka ważna ze względu na bezpieczeństwo państwa.
Jakie doświadczenie w zbrojeniówce ma nowo powołany członek zarządu PGZ Maciej Lew-Mirski?
Był funkcjonariuszem Służby Kontrwywiadu Wojskowego i w nadzorowaniu zbrojeniówki ma olbrzymie doświadczenie.
A drugi z wybranych członków zarządu, Radosław Obolewski?
Jest doświadczonym menedżerem.
Czym zarządzał?
Był menedżerem projektów biznesowych w branży PBF i farmaceutycznej. Był specjalistą do spraw marketingu i sprzedaży.
Przypomnę, że PGZ zatrudnia prawie 20 tys. osób.
Jeśli ktoś jest dobrym menedżerem i jest dobrze przygotowany, może, dobrze dobierając współpracowników, robić świetną robotę. Jeśli ktoś jest sprawnym menedżerem i odnosi sukces...
...tworząc klub „Gazety Polskiej” w Łomiankach...
Nie, w zakresie zarządzania. Odwrócę pana pytanie: „znakomici eksperci” w zbrojeniówce doprowadzili do tego, że w ciągu ostatnich 25 lat nasz eksport broni całkowicie się załamał. Trzeba dać szansę ludziom, którzy mają wizję.
Pan na poważnie mówi, że człowiek, który zarządzał kilkunastoma aptekami, przejmuje taką firmę, bo ma wizję?
Nie widzę problemu w tym, by ktoś doświadczony biznesowo w obracaniu kilkudziesięcioma milionami złotych przeniósł to doświadczenie na miliardy złotych.
Nie bronię poprzedniego prezesa, bo nie ma za co. Rozumiem, że szef takiej firmy jest z nadania politycznego. Ale nie warto było na wiceprezesów pościągać merytorycznych ludzi od zarządzania z rynku?
Kogo pan proponuje? W przemyśle zbrojeniowym trudno znaleźć dobrych menedżerów, którzy mają sukcesy.
Rynek to nie tylko zbrojeniówka. Zmieniając nieco temat: jak chcecie zwiększyć liczebność armii, o której mówiliście w programie wyborczym?
Po pierwsze poprzez obronę terytorialną. Po drugie, przez żołnierzy kontraktowych, którzy nie będą musieli odchodzić po dwunastu latach służby jako szeregowi.
Będziemy się angażować w misje w Mali z Francją czy walkę z ISIS w Syrii?
Te rozmowy są na razie bardzo ogólne. Patrzymy pod kątem geopolityki. Ze strony francuskiej chcemy mieć pewną wzajemność i wsparcie dla naszych projektów. Dużo jest od tego uzależnione. ©?