Panie ministrze, grupa Wyszehradzka była solidarna w czasie tego szczytu i negocjacji z Wielką Brytanią? Dla Czech na przykład kwestia zasiłków nie była tak istotna jak dla Polski.

Reklama

Czesi faktycznie nie byli tym tematem tak żywotnie jak my zainteresowani, ale mimo to byli z nami solidarni. Żaden z krajów Grupy Wyszehradzkiej nie wyłamał się ze wspólnego frontu. Zarówno w czasie przecież trzymiesięcznych negocjacji poprzedzających szczyt, jak i w czasie samych rozmów na Radzie. Nie było pęknięcia. Także kilka krajów spoza Grupy wspierało nasze stanowisko. To bardzo ważne, bo czekają nas kolejne, trudne rozmowy na na przykład temat uchodźców.

A wczorajszy szczyt z perspektywy Polski to sukces czy porażka?

- Jestem zadowolony z jego rezultatów. To, co jest najważniejsze to fakt, że udało się obronić interesy 800 tys. polskich pracowników oficjalnie pracujących dziś w Wielkiej Brytanii. Przyjęty tzw. mechanizm bezpieczeństwa nie będzie miał wpływu na ich sytuację na rynku pracy. Działanie mechanizmu jest zawężone w taki sposób, że nie może z niego skorzystać żaden inny kraj UE. Kwestia świadczeń dziecięcych, która wzbudziła tyle emocji dotyczy o wiele węższej grupy. Poza tym, nie będą one zawieszone, jak pierwotnie zakładano, ale jedynie z czasem indeksowane w specyficznych przypadkach, kiedy dziecko żyje poza Wielką Brytanią. Sprawa wróci przy okazji negocjacji zmian w rozporządzeniu. Kompromis w tej kwestii jest dobry. Uzyskaliśmy deklarację Komisji Europejskiej, że indeksacja będzie oparta także o wysokość świadczeń w kraju. Przy wprowadzeniu programu 500+ to wiele zmienia. Daje on także Davidowi Cameronowi argumenty, by przekonywać Brytyjczyków do pozostania w UE. A to jest ważne także dla Polski, w kontekście przyszłości całej Unii Europejskiej i naszej pozycji w niej, ale także ze względu na polskich imigrantów. Jeśli Wielka Brytania wyszłaby z UE, wówczas nie byłaby związana regulacjami unijnymi w zakresie choćby swobody przepływu pracowników. To mogłoby mieć fatalne skutki dla 800 tysięcy Polaków pracujących na Wyspach.

Reklama

Kwestia zasiłków dotyczy zaledwie grupy 80 tys. osób. Te ewentualne oszczędności z punktu widzenia brytyjskiego budżetu są bardzo skromne. Nie ma Pan wrażenia, że temat był nadmiernie rozdmuchany?

Reklama

- Z punktu widzenia realnych kosztów całej brytyjskiej polityki społecznej ta sprawa jest marginalna. Została bardzo medialne wyeksponowana w Wielkiej Brytanii. Brytyjczycy emocjonują się tym, że imigranci pobierają zasiłki na dzieci, które nie mieszkają w Wielkiej Brytanii. Uważają, że to nieuczciwe. To temat faktycznie kontrowersyjny. Ale w skali także polskich imigrantów – naprawdę niereprezentatywny. Szkoda, że zdominował on debatę publiczną bo tworzy mylne wrażenie, że Polacy przyjeżdżają głównie po zasiłki. A nie, jak jest w istocie, do pracy. Ważne jednak, że dostęp do brytyjskiego rynku pracy dla pracowników z Polski, naszej części Europy, ale także coraz większej grupy imigrantów z południa Europy jest niezagrożony.

Myśli Pan, że wynik szczytu oddali widmo Brexitu? Może ważniejsza jest faktycznych rezultatów jest percepcja medialna tematu?

- Na pewno premier Cameron ma dodatkowe argumenty. Ale z drugiej strony dokument wczoraj przyjęty jest krytykowany w Wielkiej Brytanii za to, że zmiany są jedynie iluzoryczne. Financial Times ocenił wczoraj, że właśnie koncesje socjalne, czyli te wobec Polski są najdalej idące. Nikt nie jest w stanie uczciwie przewidzieć dzisiaj, jaki będzie wynik czerwcowego referendum. Jak na razie obie strony mają podobne poparcie. Ważna będzie mądra kampania. No i faktycznie istotne jest podejście brytyjskich mediów do tematu.

A pozostałe punkty negocjowane przez Brytyjczyków: m.in. zmniejszenie wpływu administracji unijnej i możliwość ewentualnego blokowania decyzji grupy euro przez kraje nie należące do strefy euro? To postulaty istotne także dla Polski.

- Jeżeli chodzi o strefę euro, do której Polska jeszcze przecież nie należy, to Brytyjczycy przeforsowali propozycję, by wystarczył sprzeciw przynajmniej jednego kraju z poza tej strefy, by spowolnić proces decyzyjny. Dotyczyć to ma decyzji, które miałyby wpływ na integralność wspólnego rynku. Poza tym wzmocniona będzie rola parlamentów narodowych. To dobre rozwiązanie, bo w Unii Europejskiej mamy często do czynienia z nadprodukcją prawa przy słabej legitymacji demokratycznej.

Na szczycie pojawił się temat imigrantów, ale ustalono że decyzje podjęte będą na marcowym szczycie. Czy jest ryzyko, że wróci temat kwot uchodźców?

- Może się to pojawić przy okazji rozmów o reformie systemu dublińskiego i postulatu partycypowania przez wszystkie kraje w podziale uchodźców. Tu Grupa Wyszehradzka ma swoje wspólne stanowisko: sprzeciwiamy się przymusowym alokacjom uchodźców, które uderzałyby w suwerenność krajów członkowskich i chcemy wzmacniania granic zewnętrznych.

Jak mówią dyplomaci w Brukseli, podobno wiele krajów podziela to stanowisko, ale ze względu na poprawność polityczną nie robi tego oficjalnie…

- Bez wątpienia rośnie systematycznie grupa krajów, które zaczynają nam przyznawać rację. Jeśli chodzi o nacisk na ochronę granic zewnętrznych, to przecież jeszcze kilka miesięcy temu było to bardzo krytykowane. A dziś jest uważane za coś oczywistego. To istotna zmiana. Ale oczywiście problemu imigrantów to nie rozwiązuje. To tylko jeden, choć kluczowy, element rozwiązania.