Zastrzeżenia dotyczą niezaprzysiężenia przez prezydenta sędziów TK wybranych w poprzedniej kadencji, nieopublikowania orzeczenia w sprawie tzw. ustawy naprawczej PiS i groźby dualizmu prawnego, jaki wynika z niepublikowania orzeczeń trybunału przez rząd.
Jeśli w którejś z tych spraw coś się zmieni do poniedziałku, to Komisja może wstrzymać procedurę praworządności. Jeśli nie lub jeśli stanowisko rządu nie przekona Komisji, wyda ona oficjalne stanowisko stwierdzające, że istnieje podejrzenie naruszenia praworządności w Polsce. Wówczas rząd będzie miał dwa tygodnie na odniesienie się do oceny. Jeśli jego tłumaczenia nie przekonają komisarzy, rozpocznie się drugi etap procedury, w którym Komisja ma wydać oficjalne zalecenia wskazujące, co rząd czy parlament mają wykonać, by spór wokół trybunału został zażegnany. Rekomendacje mogą zawierać także inne kwestie wskazane przez Komisję Wenecką, jak np. zmiany w wyborze sędziów i termin wdrożenia rekomendacji.
Postępowanie Komisji dotyczy podejrzenia naruszenia art. 2 traktatu o UE, który wskazuje fundamentalne dla UE wartości, jak np. wolność, demokracja, równość, prawa człowieka. W przypadku Polski Komisja będzie prowadziła procedurę głównie pod kątem poszanowania państwa prawnego. Stanowisko Komisji to próba wymuszenia na rządzie, czy szerzej – całym obozie władzy, jakiegoś ustępstwa. Rząd twierdzi, że termin dany przez Komisję jest bardzo krótki. Wiceszef MSZ Konrad Szymański argumentował, że na wypracowanie porozumienia trzeba więcej czasu. – Działamy w swoim rytmie, od kilku tygodni trwają intensywne konsultacje na szczegółowe tematy. Ta dynamika daje możliwość osiągnięcia porozumienia. Nie przyjmuję do wiadomości myślenia w kategoriach ultimatum. Po stronie Komisji jest świadomość, że ich terminy nie wpływają na nasz sposób procedowania – powiedział DGP Konrad Szymański.
Rząd interpretuje działania Brukseli jako próbę sprowokowania polskiego rządu przez nieprzychylną mu część Komisji, która nie chce, by konflikt zakończył się porozumieniem, ale by trwał. Podobne intencje politycy PiS zarzucają opozycji w parlamencie.
Reklama
Do tej pory PiS działał dwutorowo. Z jednej strony miały toczyć się polityczne rozmowy w sprawie porozumienia z partiami opozycyjnymi, także spoza parlamentu. Z drugiej – zespół ekspertów wyznaczony przez marszałka Marka Kuchcińskiego miał przygotować rekomendacje działań na podstawie opinii Komisji Weneckiej. Zespół pracuje, ale efekty jego działań mamy poznać na początku czerwca, a dotychczasowe kontakty z opozycją w sprawie wypracowania kompromisu zakończyły się fiaskiem. Opozycja odwołała wczorajsze spotkanie w tej sprawie, na które i tak PiS miał się nie stawić. Zaproponowała nowy termin we wtorek – dzień po upłynięciu terminu wyznaczonego przez KE.
Reklama
– Wyciągamy rękę do PiS, dajemy im szanse przekazać Komisji, że nazajutrz po upłynięciu terminu wybiera się na spotkanie w sprawie kompromisu – deklaruje szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński na początku tygodnia, po spotkaniu zorganizowanym przez jego partię, dał sygnał, że możliwe jest porozumienie, którego podstawą mogą być ustawy zgłoszone przez PiS i PSL. Tego nie wyklucza też PO. – Podstawą porozumienia może być projekt ustawy PiS, o ile zawiera zapisy zgodne z konstytucją, czyli nie jest powieleniem tych zakwestionowanych przez trybunał – zaznacza poseł PO Robert Kropiwnicki. Na razie w kwestii uznawania orzeczeń trybunału przez rząd i uzupełnienia wakatów nadal panuje pat.
Bruksela dotychczasowe działania mogła odbierać jako grę na czas, stąd wczorajsza decyzja. Ale samo przyspieszenie nie oznacza jeszcze realnej groźby sankcji. To nadal grożenie palcem. Procedura działań Komisji przewiduje, że w trzecim etapie sprawdzi, czy zalecenia zostały wdrożone. Jeśli nie, przenosi sprawę szczebel wyżej, na poziom Rady Europejskiej, i uruchamia działania na podstawie art. 7 traktatu o UE, których celem jest wymuszenie na państwie członkowskim stosowania się do rozwiązań traktatowych. To Rada może uruchomić sankcje, które mogą być bardzo dotkliwe. Najdalej idąca to zawieszenie niektórych praw kraju członkowskiego, do prawa głosu w Radzie włącznie. Tyle że zanim zdecyduje o sankcjach, Rada musi jednogłośnie stwierdzić, że Polska stale narusza art. 2. Głos państwa, wobec którego toczy się procedura, nie jest brany pod uwagę. Aby je zablokować, konieczne jest, by przynajmniej jedno państwo zagłosowało przeciw, bo głosy wstrzymujące nie są brane pod uwagę. Nałożenie sankcji w ten sposób wydaje się więc mało prawdopodobne, Polska liczy na sprzeciw Viktora Orbána. Ale retorsje ze strony Komisji mogą mieć mniej formalny charakter i dotyczyć np. superrestrykcyjnego traktowania w przypadku rozliczania funduszy UE lub marginalizowania wpływu Polski na rozwiązania wypracowywane w komisji.
Polska jest pierwszym krajem, w stosunku do którego zastosowano mechanizm praworządności. W przypadku Węgier Komisja ograniczyła się do nacisków, wskazując m.in. na ustalenia Komisji Weneckiej, pod wpływem których udało się zmusić rząd Viktora Orbána do pewnych ustępstw w sądownictwie. KE sięgała dotąd tylko po art. 258 Traktatu o funkcjonowaniu UE, zgodnie z którym Komisja może wnieść sprawę do Trybunału Sprawiedliwości UE, jeśli państwo członkowskie nie wywiąże się z traktatowych obligacji (wcześniej wydaje rekomendację). KE sięgnęła po ten instrument w przypadku Francji w 2010 r. (chodziło o kwestię deportacji Romów), Węgier w 2011 r. (sądownictwo), Rumunii w 2012 r. (chodziło o niezastosowanie się rządu do wyroku trybunału konstytucyjnego).
PAP / Radek Pietruszka
Fitch obniża prognozy i ostrzega
Konfrontacyjny styl rządzenia PiS, zwłaszcza w kontekście sporu o Trybunał Konstytucyjny, zwiększa podziały w polskim społeczeństwie i może powodować niestabilność polityczną. W połączeniu z pogorszeniem stosunków z niektórymi kluczowymi partnerami gospodarczymi z Unii Europejskiej rodzi to ryzyko dla inwestycji i perspektyw gospodarczych – uważają analitycy agencji Fitch Ratings.
Agencja obniżyła wczoraj prognozy wzrostu gospodarczego dla Polski. Bezpośrednią przyczyną były słabe dane o wzroście gospodarczym w I kw. br. Według GUS PKB wrósł wówczas o blisko 3 proc. Ekonomiści spodziewali się 3,3–3,5-proc. tempa wzrostu. Według agencji w tym roku polska gospodarka będzie rosła w tempie 3,2 proc., a nie 3,5 proc., jak Fitch prognozował wcześniej. Spowolnienie nie byłoby dobrą informacją. To przyspieszająca gospodarka może być – w ocenie agencji – gwarantem utrzymania w ryzach deficytu finansów publicznych.
„Kiedy potwierdzaliśmy nasz rating i perspektywę w styczniu, wskazywaliśmy na rozluźnienie fiskalne pogarszające trajektorię długu publicznego czy osłabienie wiarygodności i aktywności gospodarczej jako powody możliwej negatywnej decyzji w sprawie ratingu” – napisali analitycy Fitch w komunikacie. Agencja zajmie się rewizją polskiego ratingu w lipcu.