Przyznałam, że urzędnicy wprowadzili mnie w błąd. Dlaczego to zrobili? Nie wiem. Wróciłam z urlopu i po kwerendzie akt postanowiłam ich wszystkich zwolnić dyscyplinarnie - mówi rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Hanna Gronkiewicz-Waltz. Prezydent twierdzi, że w każdym otoczeniu są ludzie uczciwi i nieuczciwi. DO tej pory urzędnikom z tego biura, mimo licznych kontroli CBA, nic nie zarzucano. Nie było powodu, by nabrać podejrzeń. Ludziom trzeba ufać, a działać wtedy, kiedy ma się pewność.

Reklama

Prezydent tłumaczy też, dlaczego ratusz nie chciał opublikować listy roszczeń przejętych przez mecenasa Piotra Nowaczyka. Obawialiśmy się, że upublicznienie adresów będzie złamaniem tajemnicy adwokackiej. Ale wszystko zostanie udostępnione. Wcale się nie zmartwiłam, że przegraliśmy w SKO - mówi. Nie boi się też, że afera reprywatyzacyjna stanie się symbolem jej prezydentury. Jeśli kosztem przyjęcia ustawy regulującej reprywatyzację w całym kraju będzie przyklejenie mi łatki osoby ponoszącej winę za nieprawidłowości przy reprywatyzacji w Warszawie, to jestem gotowa ponieść taką ofiarę. Nie ma dla Warszawy ważniejszej kwestii niż ostateczne pochowanie Bieruta. Bo wreszcie będzie dokończona transformacja w Polsce - wyjaśnia.

Polityk PO twierdzi też, że nie zamierza się podać się do dymisji. Przypomina, że to dzięki niej przyjęto tzw. małą ustawę reprywatyzacyjną, która powstrzymała zwrot budynków odbudowanych po wojnie. Zapewnia jednak, że jeśli ktoś zorganizuje referendum o jej odwołanie, to nie będzie protestować. Ale nie zamierzam wychodzić z taką inicjatywą, bo PiS tylko zacierałby ręce, traktując referendum jak wybory - zauważa.