Czy dzisiejsze spotkanie premier Beaty Szydło z szefami rządów Estonii, Litwy i Łotwy przyniesie przełom w sprawie synchronizacji sieci elektroenergetycznych państw bałtyckich z systemem europejskim? Nieoficjalnie mówi się, że to możliwe, choć na razie Warszawa i Wilno różnią się stanowiskami z Rygą i Tallinnem. Polska nie chce za bardzo zwiększać możliwości przesyłowych, bo boi się konkurencji ze strony Bałtów. Estończycy i Łotysze mają odmienne priorytety, bo widzą w łącznikach gwarancję własnego bezpieczeństwa energetycznego.
LitPol Link, czyli polsko-litewski most energetyczny, który oddano do użytku w 2015 r., połączył elektroenergetyczną infrastrukturę państw bałtyckich z siecią zachodnioeuropejską. Inwestycja kosztowała 580 mln euro: 150 mln euro po stronie litewskiej (dofinansowanie z UE 35 mln euro) i 430 mln euro po stronie polskiej (dofinansowanie 213 mln euro). Obecnie to jedyny łącznik państw bałtyckich z resztą Unii Europejskiej. Wcześniej kraje te były połączone wyłącznie z siecią rosyjską i białoruską; to spadek po czasach ZSRR.
Ale do pełnej synchronizacji sieci interkonektor nie wystarczy, trzeba też np. ujednolicić częstotliwość prądu, co wymaga poniesienia dodatkowych kosztów. Od miesięcy toczy się spór, czy nitka oddana do użytku w 2015 r. wystarczy. Państwa bałtyckie chciały, żeby powstała także druga nitka LitPol Linku, uznając, że to inwestycja niezbędna do pełnej synchronizacji. Polska od początku mówiła "nie".
Reklama
Oficjalnie – ze względu na koszty, także środowiskowe, połączenia naziemnego. Nieoficjalnie – obawiamy się, że zbyt swobodny przesył energii sprawi, że nasze elektrownie przestaną być konkurencyjne. Zdaniem redaktora naczelnego portalu BiznesAlert.pl Wojciecha Jakóbika nasze moce wytwórcze przy bardziej swobodnym przepływie energii z zagranicy byłyby mniej rentowne. A to z kolei mogłoby postawić pod znakiem zapytania inwestycje w blok węglowy w Ostrołęce czy potencjalnie nawet w elektrownię atomową.
Reklama
Pół roku temu udało się nam przekonać Litwinów do naszego stanowiska, zgodnie z którym wystarczy ułożyć po dnie Morza Bałtyckiego kabel Władysławowo – Kłajpeda, czyli zbudować połączenie o niższych parametrach niż potencjalny LitPol Link 2, ale przy tym tańsze i dające stronie polskiej większą kontrolę nad przesyłem prądu.
– Jesteśmy na etapie wczesnych rozmów w kwestii synchronizacji, które zainspirowała Komisja Europejska. Szczegółów na razie brak – nie ukrywa w rozmowie z DGP minister energii Krzysztof Tchórzewski.
Etap pozostaje wstępny, bo inne zdanie wciąż prezentują Estończycy i Łotysze. W czerwcu, mimo zapowiedzi, nie doszło do podpisania zapowiadanego listu intencyjnego w tej sprawie, teraz ostrożnie mówi się o późnej jesieni. Władze w Tallinnie chcą albo budowy drugiej nitki LitPol Link, albo nowego połączenia przez Bałtyk ze Szwecją. Doradca estońskiego rządu Ave Tampere przekonywała, że synchronizacja z wykorzystaniem wyłącznie jednej, istniejącej już nitki LitPol Link nie daje pełnej gwarancji dostaw prądu.
– Znamy stanowisko Estonii, według której synchronizacja z państwami nordyckimi byłaby dla niej korzystniejsza, ale to by oznaczało, że projekt nie zostanie dokończony przed 2030 r. A to ryzyko dla naszego bezpieczeństwa energetycznego. W takich sprawach nie wolno ryzykować – mówił niedawno litewski minister energetyki Žygimantas Vaičiunas na antenie Žiniu Radijas. Rosja już szykuje się od strony technicznej do stałego odcięcia dostaw prądu do Estonii, na Litwę i Łotwę, bazując na zapowiedzi tych trzech państw, że do 2025 r. zrezygnują z zakupu prądu ze Wschodu.
– Więcej na temat perspektyw synchronizacji będzie można powiedzieć, gdy poznamy dokładne daty odcięcia państw bałtyckich od dawnego systemu radzieckiego – przekonuje Krzysztof Tchórzewski. Bałtyccy eksperci i politycy obawiają się, że jeśli do 2025 r. synchronizacja nie zostanie przeprowadzona, Rosja będzie mogła szantażować te państwa blackoutem. – Traktuję to jako potencjalne zagrożenie, jednak o konkretnej dacie na razie bym nie mówił – podkreślał minister Vaičiunas w rozmowie z agencją BNS.
Jak pisał BiznesAlert.pl, powołując się na działające przy Komisji Europejskiej Joint Research Centre, najlepszym sposobem na synchronizację bałtyckich systemów z resztą Unii pozostaje budowa drugiej nitki LitPol Link, co miałoby kosztować 770–960 mln euro. W przypadku synchronizacji przez jedną nitkę koszt wyniesie 900 mln euro. Alternatywny koszt połączenia państw bałtyckich z Europą Północną byłby droższy i wyniósłby 1,36–1,41 mld euro. Co więcej, inwestycja wymagałaby znacznie więcej czasu.
– Nowych rozstrzygnięć można się spodziewać albo po spotkaniu w Warszawie, albo na forum w Krynicy. Może się jednak okazać, że Polska i Litwa pozostaną przy wspólnym stanowisku mówiącym o synchronizacji przez istniejące już połączenie LitPol Link, a np. Estonia zdecyduje się na połączenie z systemem skandynawskim – mówi Wojciech Jakóbik. – Nie wydaje mi się możliwa zmiana stanowiska strony polskiej, która mówi "nie" budowie LitPol Link 2. Zwłaszcza że to stanowisko nie tylko obecnej ekipy rządzącej, ale też poprzedników. Poprzednie władze PSE Operator także były przeciwne tej inwestycji. A to rzadko spotykane, by w naszej polityce był tak spójny, długofalowy przekaz – dodaje.