We wtorek po południu komisja badająca reprywatyzację Noakowskiego 16 zaczęła przesłuchanie A. Waltza jako strony postępowania. W oświadczeniu, złożonym na początek przesłuchania, Waltz mówił, że 11 października 2006 r. podpisano protokół przejęcia od miasta kamienicy przez spadkobierców, a niedługo potem umowę o oddaniu im gruntu w użytkowanie wieczyste. Zaraz potem podpisano umowę przeniesienia własności ze spółką Fenix. W październiku 2006 r. mój związek ze sprawą kamienicy Noakowskiego 16 został zakończony - podkreślił.

Reklama

Szef komisji Patryk Jaki pytał Waltza o jego relacje z Romanem Kępskim - mężem jego ciotki Haliny. Waltz odpowiedział, że jego rodzina miała dość luźne relacje z państwem Kępskimi; spotykali się zazwyczaj na Święta.

Waltz zeznał, że był przesłuchiwany przez milicję w latach 70., bo Roman Kępski prowadził tzw. inicjatywę prywatną. Według Waltza była jakaś sprawa, a przesłuchujący usiłowali wydobyć, co wiem o sprawach, o których nie miałem pojęcia. Nie pamiętał, jakich odpowiedzi udzielał. Zapewnił zarazem, że w tym przesłuchaniu nie pojawiła się kwestia pozyskiwania nieruchomości przez Kępskiego.

Spytany przez Jakiego, czy uważa że Kępski to prawowity spadkobierca Noakowskiego 16, Waltz odparł: Ja opieram się na dokumentach, które dostarczył mi Ratusz i urzędnicy prezydenta (Lecha) Kaczyńskiego; nie znam żadnych innych dokumentów. Nie mam podstaw żeby w nie nie wierzyć - dodał. Na pytanie czy Kępski wiedział o fałszerstwie najważniejszego dokumentu ze sprawy, Waltz odparł: On od 1999 r. nie żyje. Dopytywany przez Jakiego o Kępskiego, Waltz odpowiedział: Ja nie odpowiadam, jakiego męża wybrała sobie moja ciotka.

Reklama

Szef komisjpytał Waltza, czy on lub ktoś ze spadkobierców zaglądał do księgi hipotecznej. Sprawę prowadził mój adwokat i może on zaglądał, ja chciałem sprawę doprowadzić do końca - odpowiedział. Dopytywany, czy był informowany o domniemaniu fałszerstwa, Waltz podkreślił, że nie jest prawnikiem. Wydaje mi się, że adwokat działał na podstawie dokumentów, które otrzymał z ratusza - zaznaczył.

"Informację o tym, że jest ewentualność popełnienia przestępstwa, czy nieprawidłowości było zgłaszane do wszystkich możliwych organów - mówił Waltz. Jak dodał, jako osobabiorąca udział w postępowaniu nie otrzymał żadnych dokumentów z żadnych instytucji, że była jakaś nieprawidłowość.

Reklama

Szef komisji przypomniał, że w księdze hipotecznej znalazł się wpis o nieprawidłowościach. Przytoczył artykuły w mediach, w których znalazły się wypowiedzi Andrzeja Waltza i gdzie znalazły się dokumenty m.in. o sfałszowaniu aktu notarialnego, czy tytuł wykonawczy nałożony na Leona Kalinowskiego. Co musiałoby się pojawić, żeby pan uznał, że ten akt notarialny został sfałszowany? - pytał Jaki. Waltz odpowiedział, że oczekiwałby od administracji państwowej formalnych dokumentów, które będą mi wysłane. Waltz zaznaczył, w mediach są publikowane różne dokumenty i ja nie wiem czy one są prawdziwe czy nie.

Jaki dopytywał Waltza, czy gdyby dostarczył mu zaraz odpis aktu wykonawczego świadczącego o tym, że Leon Kalinowski sfałszował akt notarialny, na podstawie którego linia dziedziczenia doszła do pana, to wtedy odda pan te pieniądze?. Waltz w odpowiedzi zapytał: ale na jakiej podstawie?. Nie jestem prawnikiem i nie potrafię ocenić, czy dokument, który pan mi przedstawia jest prawdziwy lub fałszywy - mówił.

A gdybym przedstawił panu wyrok prawomocny Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, z którego by wynikało, że Leon Kalinowski wraz z grupą fałszowali akty notarialne dotyczące Noakowskiego, czy pan wtedy oddałby pieniądze w związku z bezpodstawnym wzbogaceniem? - dopytywał szef komisji. Waltz odpowiedział: powinno być przeprowadzone postępowanie, w wyniku którego jest wyrok dotyczący do mojej osoby. Dodał, że oczekuje, że organy państwa będą postępowały zgodnie z prawem.

Jaki zapytał Waltz, czy uważa, że gdyby ponad wszelką wątpliwość została wyjaśniona sprawa Noakowskiego 16, czy należałoby oddać pieniądze. Jeżeli otrzymam taką decyzję administracyjną - tak - powiedział Waltz.

Przed wojną właścicielami Noakowskiego 16 były osoby pochodzenia żydowskiego, które zginęły w czasie II wojny światowej. W 1945 r. Leon Kalinowski, wraz z Leszkiem Wiśniewskim i Janem Wierzbickim, zaczął posługiwać się w warszawskich urzędach antydatowanym na czas sprzed wojny pełnomocnictwem właścicieli do dysponowania przez niego ich nieruchomością; miał on sfałszować akt notarialny i wypisy z niego. Dzięki temu Kalinowski sprzedał kamienicę Romanowi Kępskiemu i Zygmuntowi Szczechowiczowi.

Potem okazało się, że wojnę przeżyła Maria Oppenheim, żona jednego z dawnych właścicieli, która wykazała oszustwo. Pod koniec lat 40. Kalinowski został skazany na więzienie. Sąd unieważnił też wtedy pełnomocnictwa, którymi się posługiwał.

Po wydaniu "dekretu Bieruta", Kępski i Szczechowicz wszczęli - jako pokrzywdzeni przez dekret - postępowanie o ustanowienie prawa własności czasowej gruntu pod kamienicą, czego odmówiono im w 1952 r. W 2001 r. Samorządowe Kolegium Odwoławcze uchyliło orzeczenie z 1952 r. W 2003 r. prezydent m.st. Warszawy ustanowił prawo użytkowania wieczystego nieruchomości na rzecz kilkunastu spadkobierców Kępskiego i Szczechowicza, w tym - Andrzeja Waltza i jego córki. 91 proc. udziału kamienicy nabyła od nich Fenix Group. Według mediów, rodzina Gronkiewicz-Waltz miała na tym zarobić 5 mln zł.

Waltz powiedział, że nie rozmawiał z żoną, czy decyzja ws. Noakowskiego 16 jest prawidłowa czy nie; zeznał, że ta sprawa "jest jego sprawą spadkową". - Ustaliliśmy z żoną, że ja się tym zajmuje i ona się tym nie interesuje - podkreślił. - Ze swoją żoną o sprawie Noakowskiego nie rozmawiałem - dodał.

Dopytywany, czy rozmawiał z żoną, czy decyzja zwrotowa, dotycząca Noakowskiego 16 była prawidłowa lub nieprawidłowa, Waltz odpowiedział, że "żona nie jest od spraw spadkowych". Dopytywany odparł: "Nie było to przedmiotem naszych rozmów". Pytany, czy sprawdzał historię dokumentów, odpowiedział, że "od tego są odpowiednie organy państwa, żeby to sprawdzić, przekazać i mnie poinformować". Waltz podkreślił, że "nigdy nie miał informacji", że nieruchomość mogła zostać w latach 40. zbyta przez szmalcowników.

Podkreślił, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie przynosiła do domu żadnych dokumentów dot. Noakowskiego 16.

Waltz pytany o cenę, za którą spadkobiercy sprzedali firmie Fenix kamienicę odpowiedział, że "kamienica czekała na nabywcę dwa lata, więc było oczywiste, że sprzedamy każdemu, kto da najwyższą cenę". - Firma Fenix, jako jedyna dawała taką cenę, jaką można było zaakceptować - podkreślił. Zeznał, że nieruchomość sprzedano za 14 milionów zł.

Szef komisji Patryk Jaki pytał Waltza o jego relacje z Romanem Kępskim, Waltz mówił, że jego rodzina miała "dość luźne" relacje z państwem Kępskimi; spotykali się zazwyczaj na Święta. Spytany przez Jakiego, czy uważa że Kępski, to prawowity spadkobierca Noakowskiego 16, Waltz odparł: "Ja opieram się na dokumentach, które dostarczył mi ratusz i urzędnicy prezydenta (Lecha) Kaczyńskiego; nie znam żadnych innych dokumentów". - Nie mam podstaw żeby w nie nie wierzyć - dodał.

Na pytanie, czy Kępski wiedział o fałszerstwie najważniejszego dokumentu ze sprawy, Waltz odparł: "On od 1999 r. nie żyje". Dopytywany przez Jakiego o Kępskiego, Waltz odpowiedział: "Ja nie odpowiadam, jakiego męża wybrała sobie moja ciotka".

Jaki pytał Waltza, czy on lub ktoś ze spadkobierców zaglądał do księgi hipotecznej. - Sprawę prowadził mój adwokat i może on zaglądał, ja chciałem sprawę doprowadzić do końca - odpowiedział. Dopytywany, czy był informowany o domniemaniu fałszerstwa, Waltz podkreślił, że "nie jest prawnikiem". - Wydaje mi się, że adwokat działał na podstawie dokumentów, które otrzymał z ratusza - zaznaczył. Szef komisji przypomniał, że w księdze hipotecznej znalazł się wpis o nieprawidłowościach.

- Informację o tym, że jest ewentualność popełnienia przestępstwa, czy nieprawidłowości było zgłaszane do wszystkich możliwych organów - mówił Waltz. Jak dodał, "jako osoba biorąca udział w postępowaniu nie otrzymał żadnych dokumentów z żadnych instytucji, że była jakaś nieprawidłowość".

Jaki dopytywał Waltza, czy gdyby przedstawił mu prawomocny wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, z którego by wynikało, że Leon Kalinowski wraz z grupą fałszowali akty notarialne dotyczące Noakowskiego, to oddałby pieniądze w związku z "bezpodstawnym wzbogaceniem". Waltz odpowiedział, że powinno być przeprowadzone postępowanie, w wyniku którego byłby wyrok dotyczący jego osoby. Dodał, że "oczekuje, że organy państwa będą postępowały zgodnie z prawem". Jaki zapytał świadka, czy uważa, że gdyby ponad wszelką wątpliwość została wyjaśniona sprawa Noakowskiego 16, to czy należałoby oddać pieniądze. "Jeżeli otrzymam taką decyzję administracyjną - tak" - powiedział Waltz.

Na uwagę przewodniczącego komisji, że postępowanie ws. Noakowskiego 16 mogłaby wznowić jego żona, Andrzej Waltz stwierdził, że jego małżonka "nawet nie może mu podatku wymierzyć, a co dopiero wznowić tego rodzaju postępowanie". - Jest przepis prawny, który mówi o tym, że nie można prowadzić postępowania wobec będących rodziną - zauważył Waltz.

Podkreślił, że ani on, ani żaden ze spadkobierców, nie mógł przewidzieć, jak będzie się zachowywał nabywca Noakowskiego 16. - Nie potrafiłem przewidzieć konsekwencji dalszych, sprzedaż kamienicy była sprzedażą kamienicy (...) została przez miasto przekazana z ludźmi. Miasto w tym czasie, za czasów Lecha Kaczyńskiego, nie interesowało się tymi lokatorami i nie prowadziło z nami żadnych rozmów pod tytułem, jak miasto może pomóc w tym całym procesie, żeby on gładko przeszedł - powiedział Waltz.

Dodał, że "w jakimś sensie wszyscy jesteśmy ofiarami braku ustawy reprywatyzacyjnej, bo wszyscy poruszaliśmy się i poruszamy w sferze niekonkretnych uregulowań prawnych".

Powiedział też, że nie było rozmów z nowym właścicielem Noakowskiego 16, jak potraktuje lokatorów. Dopytywany, czy Hanna Gronkiewicz-Waltz kiedykolwiek interesowała się losem tych ludzi w rozmowie z nim, w czasie negocjacji sprzedaży nieruchomości, odparł: "Nie. To była cały czas moja odrębna sprawa spadkowa i ja się tym zajmowałem".

Zaznaczył, że po sprzedaży kamienicy na Noakowskiego 16 nie był już właścicielem, więc sprawą się dalej dokładnie nie interesował. Oświadczył, że nie miał wpływu na podwyżki czynszów.

O to m.in. skarżyli się lokatorzy, którzy zeznawali przed Waltzem - b. lokatorka Noakowskiego 16 Anna Błażewicz mówiła, że mieszkańcy byli "po prostu jak we mgle". - Nic nie wiedzieliśmy, co z nami będzie, czy my dożyjemy do jutra, czy będziemy mieszkać, czy nas wyrzucą, pod który most - powiedziała.

Odczytała pismo innej b. lokatorki kamienicy, która przy Noakowskiego 16 mieszkała do 2012 r. "Oświadczam też, że znane mi są przypadki trzech zgonów mieszkańców kamienicy, które mogą mieć związek przyczynowo-skutkowy z sytuacją, w jakiej znaleźli się lokatorzy po przejęciu kamienicy przez nowego właściciela, gdyż następowały krótko po kolejnych podwyżkach" - odczytała świadek. W odczytanym przez nią piśmie innej lokatorki była m.in. mowa o katastrofie budowlanej w budynku, którą - według autorki - wywołała spółkę Fenix, by zmusić miasto do zapewnienia lokali zastępczych, które były poniżej standardów.

Podkreśliła, że to lokatorzy Noakowskiego 16 w krótkim czasie odkryli, że dokument ze sprawy jest sfałszowany, a nie urzędnicy miasta.

Były lokator Noakowskiego 16 Bogdan Oślak zeznał, że nękanie mieszkańców osiągało kulminację, kiedy lokatorzy wchodzili na drogę sądową. Dodał, że nękanie polegało m.in. na wyłączaniu wind, zamykaniu dopływu prądu, czy ciągnących się latami remontach.

Oskarżenia o nękanie lokatorów odpierał prezes firmy Fenix Group Radosław Martyniak. Podkreślił, że nigdy nie było działań, które można by określić jako "czyszczenie kamienicy". Zaprzeczył, że remont był tak uciążliwy jak opisywali go mieszkańcy. Zaznaczył, że jego firma "nigdy nie odcinała mediów". Jak dodał, "mogą jedynie nastąpić pewne przerwy w dostawie związane z prowadzeniem prac". Przyznał, że sam przez 6 lat z rodziną mieszkał w lokalu przy Noakowskiego 16, aby "dopilnować remontu".

Prezes Fenix Group odniósł się również do tematu podwyżki czynszów, które objęły lokatorów po reprywatyzacji. Nazwał je "urealnieniem czynszów".

Martyniak powiedział, że w momencie zakupu w księgach wieczystych nie było żadnych ostrzeżeń, że kamienica mogła zostać ukradziona. Jak dodał, potwierdził to notariusz, który podpisał akt, kancelaria prawna, która wykonała audyt prawny oraz sprzedający, którzy w akcie potwierdzili, że nie ma żadnych roszczeń i wątpliwości, co do prawa własności. - Nie było najmniejszych wątpliwości - zapewnił Martyniak. Jaki mówił, taka wzmianka, ostrzegająca o możliwości kradzieży istnieje w księdze wieczystej od 1948 r.

Przewodniczący komisji Patryk Jaki pytał, czy Martyniak czuje się oszukany przez beneficjentów reprywatyzacji Noakowskiego 16. - Gdybyśmy mieli tą wiedzę, którą mamy teraz, to na pewno do transakcji byśmy nie podeszli - powiedział prezes Fenix Group. Dopytywany, czy czują się oszukani Martyniak odpowiedział: "tak". - Zakupiliśmy budynek z dobrą wiarą, z pewnością, że kupujemy od właścicieli, zapłaciliśmy za ten budynek bardzo wysoką kwotę, zainwestowaliśmy w ten budynek ogromne pieniądze w jednym celu - rewitalizacja i później sprzedaż - wyjaśnił Martyniak.