Polska polityka od kilku lat wchodzi na coraz wyższe obroty i wiele wskazuje na to, że w kolejnym roku one nie zwolnią. Wszystko za sprawą kilku procesów, które w ciągu kolejnych 12 miesięcy będą rozgrzewały naszą scenę polityczną.

Wojna o sądownictwo – cdn.

Zaraz po świątecznej przerwie odżyje prawny i polityczny spór wokół wymiaru sprawiedliwości. Od razu po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw przepisów o Sądzie Najwyższym (SN) i Krajowej Radzie Sądownictwa (KRS) wchodzi w życie procedura wyłaniania nowych członków KRS. Marszałek Sejmu w ciągu trzech dni ogłasza jej rozpoczęcie. Na zgłaszanie kandydatów będzie zaledwie 21 dni. Będą to mogły robić grupy co najmniej 2 tys. obywateli lub 25 sędziów. Już teraz część sędziów nawołuje swoje środowisko do bojkotowania tej procedury. Członek KRS sędzia Waldemar Żurek uważa, że zgoda na kandydowanie oznacza zgodę na łamanie konstytucji, bo nowa ustawa zakłada wygaszenie kadencji dotychczasowych członków rady, a długość ich urzędowania określa konstytucja.
To hańbiące dla sędziego, jeśli weźmie udział w takiej procedurze. Nie mówiąc o odpowiedzialności prawnej, bo uważam, że czeka ona takich sędziów w przyszłości – mówi sędzia Żurek. Bojkotować procedurę wyboru chcą też politycy PO i Nowoczesnej.
Reklama
Reklama
Bezpodstawne groźby. Trudno, by sędziowie nie wykonywali uchwalonego prawa. To raczej groźba o charakterze politycznym, która utrwala przekonanie o zaangażowaniu części sędziów w sprawy polityczne – uważa poseł PiS Bartłomiej Wróblewski. Spór o wymiar sprawiedliwości nadal będzie się pogłębiał. Tym bardziej że po ukonstytuowaniu się KRS w nowym składzie przyjdzie pora na zmiany personalne w Sądzie Najwyższym, łącznie z wymianą I prezesa Sądu. Ustawa o SN wchodzi w życie trzy miesiące po opublikowaniu.

Praworządność na celowniku Brukseli

Wdrażanie tych zmian w wymiarze sprawiedliwości zbiegnie się w czasie z prowadzoną przez Radę Unii Europejskiej procedurą o naruszenie przez Polskę zasad praworządności. Jest bardzo prawdopodobne, że cały proces formalnie zacznie się na marcowym posiedzeniu Rady. Pierwszy etap to zgodnie z traktatem o UE decyzja o stwierdzeniu ryzyka naruszenia zasad praworządności. – Nie wiadomo, czy sprawa przejdzie do kolejnego etapu, ale już samo jej omawianie oznacza dwu–trzymiesięczne grillowanie Polski – mówi osoba znająca brukselskie procedury. Tryb i intensywność działań Rady będą tu zależały od determinacji Komisji Europejskiej, która wniosła sprawę przeciwko Polsce oraz prezydencji, najpierw bułgarskiej, a w drugim półroczu austriackiej. Z punktu widzenia rządu dużym kłopotem jest to, że działania Rady będą się zbiegały z jednej strony z wdrażaniem ustaw sądowych, a z drugiej z rozpoczęciem negocjacji o kształt wieloletniego budżetu UE. To przysporzy polskim władzom dodatkowych kłopotów w kraju i za granicą.

Budżet UE mniejszy, negocjacje trudniejsze

Na wiosnę zacznie się w Unii maraton układania wieloletnich ram finansowych na kolejną perspektywę budżetową 2021–2027. To będzie jedno z największych wyzwań dla rządu Mateusza Morawieckiego. Można przewidywać, że pieniędzy do podziału będzie mniej niż w obecnej siedmioletniej perspektywie, w której Polska ma otrzymać łącznie 105,8 mld euro (z tego niemal 73 mld na politykę spójności). Ograniczenia finansowe mogą wynikać z trzech przyczyn. Po pierwsze, z powodu brexitu mniejsze będą wpłaty do unijnego budżetu o brytyjską składkę. Po drugie, mniej możemy dostać pieniędzy w ramach polityki spójności, bo Polska jest bogatsza niż w 2013 r., gdy zatwierdzano poprzedni budżet. Wciąż nie wiadomo jednak, na jakich zasadach będzie się opierać polityka spójności. Jeśli środki zostaną skoncentrowane na biedniejszych unijnych krajach, to Polska – jak tłumaczy były unijny komisarz do spraw budżetu Janusz Lewandowski – nie musi odczuć zmian. Trzecim czynnikiem ograniczającym wspólny budżet UE może być chęć wykrojenia z niego specjalnych budżetów dla strefy euro czy na rzecz uchodźców lub uzależnienie wypłaty funduszy od przestrzegania art. 2 Traktatu o UE. Ten ostatni warunek miałby być wymierzony w kraje takie jak Polska czy Węgry.
Rząd nie podaje żadnych liczb dotyczących celu, jaki chcemy osiągnąć w negocjacjach, ani cięć, których się obawia. – Jest zbyt wiele zmiennych, by szafować jakimikolwiek liczbami dotyczącymi przyszłości budżetu. Pieniądze unijne mogą płynąć do nas nie tylko z polskiego portfela, ale też z programów zarządzanych bardziej centralnie. To jednak zależy od naszego przygotowania – mówił ostatnio w wywiadzie dla DGP Konrad Szymański, wiceszef MSZ. Kolejna trudność to forsowne tempo negocjacji. Już wiadomo, że termin będzie krótki, bo Komisja chce zakończyć negocjacje budżetowe w ciągu roku. Chodzi o to, że późną wiosną 2019 r. odbędą się wybory europejskie i jeśli kwestia budżetu nie zostanie domknięta przez ten skład parlamentu europejskiego i Komisji, to nowy będzie musiał zaczynać prace od nowa.

Opozycja kontra rząd – wyborczy pojedynek

Politycznym wydarzeniem przyszłego roku będą wybory samorządowe. To pierwszy sprawdzian dla PiS od zwycięskich wyborów parlamentarnych w 2015 r. i jednocześnie start trzyletniego wyborczego maratonu. Wybory odbędą się według zmienianej właśnie ordynacji, więc nowi radni i lokalni włodarze będą piastowali swoje funkcje przez pięć lat. Choć, co warto podkreślić, z wielu rozwiązań pierwotnie proponowanych PiS zrezygnował – np. z mniejszych okręgów wyborczych. Teraz na przełomie roku wydaje się, że ta partia ma większe szanse na wygraną, nie tylko z racji dobrych notowań w sondażach, ale także większej konsolidacji. Opozycja jest podzielona, różni ją program i ambicje liderów poszczególnych ugrupowań. Jak podkreśla politolog Antoni Dudek, ten wyborczy test będzie znacznie trudniejszy i ważniejszy dla opozycji niż dla partii rządzącej.
Niezjednoczona opozycja ugra znacznie mniej niż zjednoczona. Nie spodziewam się trzęsienia ziemi w PiS, nawet gdyby miał słaby wynik w wyborach samorządowych. Natomiast zły wynik opozycji spowoduje jej generalną rekonstrukcję, bo inaczej nie będzie miała szans w wyborach parlamentarnych – mówi politolog. PiS także nie może być pewny dobrych wyników, bo ma kłopot z kandydatami na prezydentów miast. – Dziś wydaje się, że ma większe szanse na odzyskania części sejmików – dodaje Dudek.
Wybory samorządowe z uwagi na swoją specyfikę, czyli równoczesną elekcję rad gmin, powiatów województw czy lokalnych włodarzy, powodują, że określenie jednego ugrupowania jako zwycięzcy jest bardzo trudne.

Ustawa medialna – do zamrażarki

Z ważnych legislacyjnych zapowiedzi PiS-owi została do zrealizowania praktycznie tylko jedna – ustawa o dekoncentracji rynku mediów. Jak wynika z deklaracji przedstawicieli resortu kultury, jest ona gotowa. Projekt czeka na zielone światło, jednak z obozu władzy dochodzą sprzeczne sygnały na temat jej losów. Część polityków PiS, z którymi rozmawialiśmy, twierdzi, że po uchwaleniu ustawy o KRS i Sądzie Najwyższym przyszedł czas na ustawę medialną, która powinna zostać zgłoszona po Nowym Roku i szybko przeforsowana. Z kolei od przedstawicieli rządu można usłyszeć, że ustawa idzie do zamrażarki, bo jej forsowanie w roku wyborczym oznaczałoby zbyt duże koszty polityczne, zwłaszcza za granicą, i małe korzyści w kraju. PiS ma stabilne notowania w sondażach i podległe media publiczne, które bronią rządu i jego polityki, więc potrzeba zmian na rynku medialnym nie wydaje się tak silna jak kilkanaście miesięcy temu. Poza tym trzymanie ustawy w zamrażarce też może służyć jako rodzaj presji.