3 stycznia w wywiadzie dla portalu niezalezna.pl Czarnecki powiedział, że "pani von Thun und Hohenstein wystąpiła w roli donosicielki na własny kraj. (...) Podczas II wojny światowej mieliśmy szmalcowników, a dzisiaj mamy Różę von Thun und Hohenstein i niestety wpisuje się ona w pewną tradycję".

Reklama

Była to jego reakcja na wystąpienie Thun w materiale niemiecko-francuskiej telewizji Arte na temat sytuacji polityczno-społecznej w Polsce pod rządami PiS. Pokazano w nim m.in. fragmenty antyrządowych demonstracji. - O demokrację w Polsce walczyliśmy od dekad, a oni (PiS) chcą to wszystko zniszczyć. Jak tak dalej pójdzie, w Polsce nastanie dyktatura (...). Jak się raz zniszczy demokrację i wolność, to nie wiem, jak to odbudować (...). Jestem przekonana, że PiS chce wyprowadzić Polskę z Unii Europejskiej - powiedziała Thun w reportażu.

Thun powiedziała w czwartek w Radiu Zet, że zamierza wytoczyć proces Czarneckiemu. - Żądam, żeby wyprostował te wstrętne słowa i żeby przekazał jakieś pieniądze na organizacje, które działają na rzecz porozumienia między Żydami, Polakami, Izraelem itd. - powiedziała Thun. Podkreśliła, że to nie jest sprawa między nią a Czarneckim. - To jest sprawa publiczna - stwierdziła.

Reklama

Europosłanka powiedziała też, że "fatalną sprawą jest, iż Polską kolejny raz zajmują się wysokie gremia - tym razem Parlament Europejski i to znów w takim bardzo niedobrym kontekście, a stanowisko, które piastuje Polak jest znowu marnowane".

- Polska nie może być reprezentowana w taki sposób; Czarnecki nie może reprezentować ani Parlamentu Europejskiego, ani Polski w PE, bo on daje wszystkim Polakom fatalną twarz - stwierdziła Thun. Jej zdaniem "ważne jest, żeby Polska nie traciła ważnych stanowisk". Zaapelowała jednocześnie do PiS, żeby zaproponował "porządnego kandydata na stanowisko, które zajmuje Czarnecki, żebyśmy mogli go przyjąć - takiego, który szanuje państwo prawa".

Reklama

W czwartek konferencja przewodniczących, złożona z liderów grup politycznych i przewodniczącego PE Antonio Tajaniego, ma ustalić porządek obrad na przyszłotygodniową sesję plenarną. Gremium to ma m.in. podjąć decyzję, czy przedstawić eurodeputowanym wniosek o odwołanie Czarneckiego.

Z informacji uzyskanych przez PAP w środę po południu od źródeł w PE wynika, że odwołania Czarneckiego chce pięć z siedmiu frakcji. Chodzi o Europejską Partię Ludową, Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów, Porozumienie Liberałów i Demokratów na rzecz Europy, Zielonych oraz Zjednoczoną Lewicę Europejską. To większość wystarczająca, by sprawa odwołania europosła PiS trafiła na sesję plenarną.

Zgodnie z regulaminem PE konferencja przewodniczących potrzebuje trzech piątych głosów, by zdecydować o skierowaniu wniosku o odwołanie wiceszefa PE. W skład konferencji wchodzą liderzy parlamentarnych frakcji politycznych (grup politycznych), przedstawiciel niezrzeszonych deputowanych (bez prawa głosu) oraz kierujący pracami całej izby, czyli przewodniczący PE. Waga głosu każdego z liderów uzależniona jest od liczebności grupy politycznej, którą reprezentuje.

Cały europarlament podejmuje decyzje w sprawie ewentualnego odwołania jednego z wiceprzewodniczących większością dwóch trzecich oddanych głosów.