To afera starachowicka bis - ocenia b. szef CBA i wskazuje, że mogło dojść do zagrożenia życia prowadzących operację. CBA odpowiedziało Radiu ZET, że nie znalazło podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego.

Reklama

Radio ZET dotarło też do listu potwierdzającego fakty, który były dyrektor lubelskiej delegatury Tomasz G. wysłał do Jarosława Kaczyńskiego. G. potwierdził wysłanie listu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, ale jak dodał, od października 2016 roku nie otrzymał odpowiedzi.

W liście ujawnił, że 10 grudnia 2015 roku powiadomił szefa CBA Ernesta Bejdę o uzasadnionym podejrzeniu, że jeden z funkcjonariuszy ostrzegł osobę, wobec której prowadzono tajną operację. Mimo zebrania mocnych dowodów wobec funkcjonariusza nie wszczęto postępowania dyscyplinarnego, a tylko wyjaśniające, które miało zadziwiający przebieg. Jak relacjonuje Tomasz G., wezwano funkcjonariusza i zapoznano go z podejrzeniami kierowanymi wobec niego.

Reklama

"Nawet funkcjonariusz z jednomiesięcznym stażem służby wie, że ta czynność powinna zostać wykonana po zebraniu pełnego materiału dowodowego" - napisał były szef delegatury CBA.

W wyniku dziennikarskiego śledztwa udało się ustalić, że podejrzewany o przeciek funkcjonariusz miał dowiedzieć się o tajnej operacji Biura prowadzonej wobec współpracownika jednej z posłanek PiS i ostrzec go o tym, że jest podsłuchiwany. Radio ZET ustaliło, że funkcjonariusz o operacji miał dowiedzieć się z materiałów operacyjnych, na czytaniu których został nakryty w kancelarii tajnej. Śledztwo CBA po tych zdarzeniach utknęło w martwym punkcie.

Były szef CBA Paweł Wojtunik ocenia całą sprawę jako skandal i drugą aferę starachowicką z tą różnicą, że chodzi o ostrzeżenie ludzi polityki, a nie gangsterów.

Reklama

CBA zapewnia, że postępowanie wewnętrzne w lubelskiej delegaturze CBA nie dało podstaw do wszczęcia postępowania dyscyplinarnego.

Szef CBA wydaje oświadczenie

W związku z pojawiającymi się informacjami w sprawie rzekomego przecieku w Delegaturze CBA w Lublinie informuję, że formułowane zarzuty są bezpodstawne. Sprawa była wnikliwie badana w wyniku postępowania wyjaśniającego CBA, w trakcie którego przesłuchano m.in. wszystkich funkcjonariuszy Biura, mających dostęp do materiałów sprawy, z której rzekomo miało dojść do przecieku. Wbrew publicznie podawanym informacjom funkcjonariusz CBA, pomawiany o dokonanie przecieku, nie prowadził tej sprawy, nie zapoznawał się z jej dokumentacją, a także nie miał żadnej wiedzy o prowadzonych działaniach. Postępowanie CBA nie dało podstaw do skierowania zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa.

W mojej opinii przyczyną obecnego ataku na CBA są inne wydarzenia. Były Szef Delegatury CBA w Lublinie Jacek L., w wyniku zawiadomienia złożonego przez Szefa CBA, usłyszał w listopadzie 2017 roku zarzuty składania fałszywych zeznań w śledztwie dotyczącym m.in. fałszowania dokumentów wytwarzanych przez Delegaturę CBA w Lublinie. W ramach śledztwa wyjaśniana jest także rola innych funkcjonariuszy podległych Jackowi L., w tym Tomasza Graszy, który w tamtym czasie pełnił funkcję kierowniczą w lubelskiej Delegaturze CBA. Również w związku z tą sprawą Prokuratura w Kielcach prowadzi śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez Pawła Wojtunika.

Jednocześnie informuję, że w wyniku złożonego przez obecnego Szefa CBA zawiadomienia toczy się śledztwo w sprawie przekazywania informacji o działaniach operacyjnych CBA osobom pozostającym w zainteresowaniu Biura. Zawiadomienie w tej sprawie dotyczy kilku byłych dyrektorów Delegatur CBA za czasów kierowania tą służbą przez Pawła Wojtunika.

Śledztwo jest zaawansowane.

Nie wykluczam, że opinia publiczna jest w sposób świadomy dezinformowana przez osoby z byłego kierownictwa CBA, w celu odwrócenia uwagi od rzeczywistych patologii, jakie występowały w służbie za czasów Pawła Wojtunika.