Do Sądu Najwyższego wpłynęły pisma prezydenta Andrzeja Dudy skierowane do siedmiu sędziów i zawiadamiające ich o przejściu w stan spoczynku z dniem 12 września - poinformował PAP w środę Krzysztof Michałowski z zespołu prasowego SN.

Reklama

Chodzi o siedmiu sędziów, którzy ukończyli 65. rok życia oraz złożyli oświadczenia o woli dalszego zajmowania stanowiska sędziego, a wobec których prezydent nie wydał postanowienia w sprawie ich dalszego orzekania. Chodzi o: Józefa Iwulskiego, Jerzego Kuźniara, Stanisława Zabłockiego, Marię Szulc, Annę Owczarek, Jacka Gudowskiego i Wojciecha Katnera. Wobec wszystkich tych siedmiu sędziów Krajowa Rada Sądownictwa sformułowała wcześniej negatywne opinie. - Są to pisma podpisane osobiście przez prezydenta, bez kontrasygnaty premiera. Na razie pismo zostało doręczone tylko prezesowi Zabłockiemu. Pozostałych sędziów nie ma już dziś w SN i pisma zostaną im doręczone w czwartek - powiedział Michałowski.

Sędzia Dariusz Zawistowski pytany środę w TVN24, czy prezydent Andrzej Duda złamał prawo, przesyłając do SN listy do sędziów, którzy według nowych przepisów przestali pełnić swoją funkcję i ze względu na wiek przeszli w stan spoczynku, odpowiedział, że można tak przyjąć. Zastrzegł jednak, że zależy to od oceny wcześniejszej uchwały SN w sprawie zawieszenie funkcjonowania przepisów nowej ustawy o SN pozwalającej na taki krok ze względu na wiek, którą SN odesłał do oceny Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).

Sędzia Zawistowski dopowiedział, że jeśli uznaje się tamte decyzje SN za wiążące, prezydent złamał prawo, jeśli jednak - jak Kancelaria Prezydenta i zwolennicy zmian w Sądzie Najwyższym - nie uznają ich - nie uznają też, że prezydent jakieś przepisy złamał.

Reklama

Zaznaczył, że nie wie, czy tych siedmiu sędziów przyjmie list prezydent i zgodzi się z jego treścią i przestanie orzekać. Jego zdaniem należy to do indywidualnej, własnej oceny każdego z tych sędziów. Jak dodał, on sam w pełni zgadza się z oceną jednego z tych pięciu sędziów, którego dotyczy list od prezydenta - prezesa Izby Karnej SN Stanisława Zabłockiego - że w świetle prawa są oni dalej sędziami Sądu Najwyższego, dlatego że to konstytucja gwarantuje im niezawisłość i nieusuwalność z zawodu.

Zawistowski podkreślił też, że po decyzji prezydenta przekazującej mu kompetencje pierwszego prezesa Sądu Najwyższego nie czuje się następcą prof. Małgorzaty Gersdorf, tylko najstarszym stażem prezesem izby SN, który pełni obowiązki I prezes pod jej nieobecność.

Reklama

Podkreślił, że zgodnie z uchwałą Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN, prof. Gersdorf jest pierwszym prezesem sądu Najwyższego, bo tak wprost wynika z zapisów konstytucji. Będzie nim do końca swojej kadencji - ocenił. - Pierwszym prezesem jest pani profesor Gersdorf, natomiast czasowo ja mogę panią profesor zastępować w sytuacji, kiedy będzie nieobecna - zaznaczył.

O swojej roli powiedział, że - tak jak poprzednio sędzia Józef Iwulski - zastąpi Gersdorf, gdy jej nie będzie - wyjedzie na urlop, bądź nie będzie pełniła swojej funkcji. Zapewnił, że w czwartek profesor pojawi się w pracy i będzie wykonywała swoje czynności.

Zawistowski przypomniał, że w praktyce pracy SN utarło się, że sędziowie izb - jak on np. w środę - orzekają w sprawach na wokandzie, a pierwszy prezes Sądu Najwyższego nie robi tego. Powodem takiej praktyki jest to - tłumaczył - że pierwszy prezes odpowiada za funkcjonowanie całego sądu i jest to głównie funkcja administracyjna, której nie widać na zewnątrz, ale która jest bardzo potrzebna do sprawnej pracy SN.

Według Zawistowskiego słowa Prokuratora Krajowego Bogdana Święczkowskiego, że prokuratura będzie się przyglądać i przygląda się, czy nie doszło do złamania prawa przez Sąd Najwyższy, mogą służyć "efektowi mrożącemu". Według sędziego prokuratura i inne organy państwa mogą badać czyjeś działanie, bo po to są powołane, ale Prokurator Krajowy nie musi o tym mówić, bo ma to właśnie oddziaływanie mrożące - skoro zajmuje się tym prokuratura, z zasady powołana do ścigania przestępstw.