Czemu sprawa Bartłomieja M. wypływa właśnie teraz?

W PiS nic nie dzieje się bez przyczyny. Dziennikarze już rok temu ujawnili informację o niepokojących wynikach audytu w Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Jeśli więc politycy Prawa i Sprawiedliwości zaczynają tydzień od zatrzymania tak wyrazistej i przez miesiące trzymanej pod kloszem osoby, a do tego również grupy ludzi, w której znajduje się były poseł tej partii, to trzeba dobrze rozglądać się na boki.

Reklama

Dlaczego?

Bo to przykrywka, taktyka. Musi chodzić o wielkie pieniądze, o jądro systemu finansowego PiS. O sprawę, która bezpośrednio dotyka prezesa Kaczyńskiego, obnaża kulisy jego funkcjonowania od lat, uderza w fundamenty jego władzy.

Reklama

A konkretniej?

Konkretniej to będzie w najbliższych dniach. Teraz mam wymowne fakty, ale łączenie ich byłoby spekulacją. PiS działa jak system odwróconych matrioszek. Aferalne lale nakłada jedna na drugą.

Reklama

Czyli sprawa Bartłomieja M., byłego posła Mariusza Antoniego K., kilku osób z MON i spółki PGZ jest wabikiem?

Tak właśnie jest. Szefami ABW i CBA są działacze PiS. Minister koordynator służb specjalnych, Mariusz Kamiński, jest jednym z najwierniejszych żołnierzy Jarosława Kaczyńskiego. Zatrzymanie tych ludzi zostało wyreżyserowane. Chociaż cała partyjna para poszła w przekonywanie wyborców, że oto mamy władzę, która nie dzieli ludzi na równych i równiejszych wobec prawa. Otóż robi to na niespotykaną od lat skalę.

Posłanka PO-KO Izabela Leszczyna nazwała zatrzymanie m.in. byłego rzecznika MON "wojną gangów w rodzinie PiS".

Nie wiem, czy planując ten manewr Kaczyński chciał w ogóle uderzać w Macierewicza. Myślę, a potwierdzą to najbliższe wydarzenia, że nie to było jego celem. Choć niewątpliwie osiągnął tym efekt osłabienia środowiska o. Tadeusza Rydzyka. Bo M. był protegowanym nie tylko byłego szefa resortu obrony, ale przede wszystkim redemptorysty z Torunia. To ten ostatni reklamował go publicznie jako młodego, rzutkiego studiującego "normalne" prawo człowieka.

Poniedziałkowe rewelacje o tym, co działo się w KGHM Polska Miedź są odpryskiem tej sytuacji?

To wyszło rykoszetem. Po prostu PiS nie zabił jeszcze do końca wolnych mediów, a w tej partii za wielu jest rządnych władzy „pisiewiczów”. Całość jednak układa się w całość, jak puzzle. KGHM i Śląsk to Adam Lipiński, wiceprezes partii. Lipiński z kolei ma bezpośredni dostęp do Jarosława Kaczyńskiego. Ta sytuacja jest niczym powrót do przeszłości. Mało kto już pamięta, ale pierwszy rząd PiS upadł m.in. po wykryciu niejasności związanych z firmami zależnymi od KGHM. W 2007 r. rozpadła się koalicja PiS, LPR i Samoobrony. Na dyrektora powiązanej wówczas z KGHM spółki – córki, Telefonii Dialog, powołano Andrzeja K., bohatera późniejszej afery gruntowej. Tej samej afery, w związku z którą nieprawomocne wyroki za przekroczenie uprawnień usłyszeli m.in. Maciej Wąsik z PiS, niegdyś szef CBA, obecnie w kancelarii premiera i minister Mariusz Kamiński. Ludzie, których potem prezydent Duda niezgodnie z prawem ułaskawił jedną ze swoich pierwszych decyzji.

A może chodzić również o przykrycie spraw, które już zostały nagłośnione przez media?

W sprawie Amber Gold straty wyceniono na ok. 490 mln zł. W przypadku Getbacku mówi się o co najmniej 3,5 mld zł. Ale nagłaśnianie tego nie jest na rękę tej władzy. Bo musiałaby pochwalić się zerową aktywnością służb, CBA i ABW. Musiałaby przyznać się do błędu, bo to właśnie Getback był nagradzany przez nią jako spółka wykorzystująca wzorowo istniejące mechanizmy rynkowe. Musiałaby również opowiedzieć o zerowej aktywności Ministerstwa Finansów. Tuż obok jest sprawa SKOKów i bulwersujący sposób, w jaki został potraktowany wiceszef KNF, Wojciech Kwaśniak. Urzędnik, który widział niejasny przepływ gotówki w SKOK najpierw został pobity, następnie zatrzymany w atmosferze, która miała sugerować jego winę. Nie wspominając o tym, że proces w sprawie ciężkiego, zagrażającego życiu pobicia nie może ruszyć z miejsca. A osoba, która ma na to wszystko wielki wpływ, minister sprawiedliwości, Zbigniew Ziobro, zasiada na gali Człowieka Wolności obok senatora Grzegorza Biereckiego. Osoby, która SKOKi zakładała i nadzorowała latami.

Wokół KNF dużo jest takich niejasnych wątków?

Mec. Grzegorz Kowalczyk jest jednym z głównych bohaterów afery. "Spokój za 40 mln zł" - miał zaoferować przewodniczący KNF właścicielowi Getin Noble Banku. Suma miała zostać przekazana właśnie radcy prawnemu z Częstochowy. To człowiek z wielkimi możliwościami i niezwykłym CV. Został członkiem rady nadzorczej Giełdy Papierów Wartościowych w dziwnych okolicznościach. Jego kandydatura zgłoszona przez PKO BP, była dla innych wielkim zaskoczeniem. PiS nie odpowiedział na pytanie, jak trafił tam prosty mecenas bez doświadczenia. A w końcu premier Morawiecki nie krył nigdy, że warszawska giełda jest niczym perła w koronie jego zainteresowań.

A co z ujawnieniem zarobków w NBP? To również zaliczy pan do nierozwiązanych problemów PiS?

Oczywiście. Ta konkretnie sytuacja pokazuje znów wyraźnie, że w PiS nic nie dzieje się bez przyczyny. To są puzzle. Adam Glapiński jest byłym kolegą Kaczyńskiego z Porozumienia Centrum. To on pomagał w budowaniu Spółki Srebrna, którą zakładał Kaczyński. Spółki, która była fundamentem finansowym istnienia partii.

Gdybyśmy przyjęli założenie czysto moralne, to byśmy niczego nie mieli – taki cytat z Jarosława Kaczyńskiego krążył w mediach. Teraz odświeżył go pan na swoim Twitterze. Obok zdjęcie prezesa w towarzystwie Glapińskiego i Sławomira Siwka. Ten ostatni był do 1995 r. prezesem Fundacji Prasowej "Solidarność" wydającej przez pewien czas m.in. "Express Wieczorny". To o to jądro finansowe PiS chodzi i spółkę Srebrna?

Odpowiem tak: sama pani widzi, że Glapiński w oligarchii PiS zajmuje szczególne miejsce. To dlatego ma dużą swobodę działania. I dlatego również mógł zatrudnić w NBP na kierowniczym stanowisku osobę, która zakładała spółkę Sensus Group. Przypomnijmy, była to firma, która dostała lukratywny kontrakt na ochronę dworców podczas Światowych Dni Młodzieży.

Pan jednak w ostatnich dnia postanowił nie odpuszczać tzw. podkomisji smoleńskiej. Dlaczego?

Bo od miesięcy są fundamentalne kłopot z dotarciem do informacji o jej działalności. A mnie mierzi taka arogancja władzy. Chodzi o wydatki na kolejne eksperymenty, ekspertów, delegacje. Skierowałem oficjalną skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Niestety, komisja działa jak firma krzak - nie odbiera korespondencji. Jeśli to jest sposób Macierewicza na uniknięcie sprawy w sądzie, to zapewniam - mało skuteczny. Ale tu znów puzzle zaczynają pasować. Bo zatrzymanie Bartłomieja M. kładzie się cieniem na działalności tej instytucji. Był w końcu wieloletnim sekretarzem zespołu ds. zbadania katastrofy smoleńskiej.