Magdalena Dobrzańska-Frasyniuk napisała list do ministrów Zbigniewa Ziobry i Joachima Brudzińskiego. To reakcja na list żony prof. Andrzeja Zybertowicza, broniącej męża przed pozwem byłych opozycjonistów.

"Apeluję do Panów i proszę o pomoc w wezwaniu prokuratury do opamiętania się w nieustającym nękaniu mojego męża procesami sądowymi i szantażowaniu ewentualnym wyrokiem do 3 lat więzienia, wytoczonymi przez władze państwowe w związku z aktywnym uczestnictwem mojego małżonka w obronie Konstytucji i państwa prawa" - napisała żona Władysława Frasyniuka. List publikuje wyborcza.pl.

Reklama

"Apeluję również do Panów wrażliwości i serca, które, szczególnie w ostatnim czasie, wyraźnie widać było w działaniach Ministra Joachima Brudzińskiego, w walce z mową nienawiści i w walce o prawa obywateli żyjących i myślących inaczej. W 2015 roku weszliśmy w okres trudnej – i jak widać, brutalnej dla Polski – kampanii niszczenia państwa prawa oraz dorobku Wielkiej Solidarności. To mój mąż jest obiektem brutalnego hejtu. Hejtu propagowanego w mediach przez osoby pełniące najwyższe urzędy państwowe oraz pretendujące w ostatnich latach do miana autorytetów" - podkreśliła.

- List jest mocno ironiczny i w wielu miejscach cytuję pismo pani Zybertowicz – mówi w rozmowie z wyborcza.pl Dobrzańska-Frasyniuk. – Uważam, że w państwie prawa każdy ma prawo zareagować pozwem sądowym na wydarzenia, które uważa za obraźliwe, albo manipulację. I nie jest to żadna szykana. Podejmując różne działania, np. w ramach kontrmiesięcznic, mój mąż liczył się ze wszelkimi konsekwencjami. Tak samo jednak prof. Zybertowicz powinien liczyć się z oceną jego kłamstwa historycznego dotyczącego Okrągłego Stołu.

Reklama
Kto jest napastnikiem, a kto ofiarą

W poniedziałek na list Katarzyny Zybertowicz odpowiedział z kolei RPO. "Z najwyższą uwagą przyjąłem informację o Pani krytycznym stosunku do obyczajów panujących obecnie w życiu publicznym. Podzielam Pani niepokój, jeśli chodzi o nazbyt częste pokusy rozstrzygania sporów i kłótni poprzez drogę sądową, co może prowadzić w konsekwencji do prób ograniczenia wolności słowa (sam tego ostatnio doświadczam)" - napisał Adam Bodnar.

"Od razu wyjaśnię, że jako RPO nie mogę wchodzić w istotę tego sporu, ponieważ ma on charakter polityczny i historyczny. Nie mieści się to w kompetencjach ustawowych Rzecznika. Ponadto biorę pod uwagę fakt, że każdy z uczestników tego sporu ma wiedzę i osobiste doświadczenia znacznie przekraczające moje, jako 42-latka, informacje w tym zakresie" - doprecyzował RPO.

W swojej odpowiedzi przekonuje, że "obecnie – niezależnie od działań systemowych i prawnych – konieczne są zmiany postaw samych uczestników publicznej debaty. Musimy uwolnić się od logiki wojny, czyli sytuacji, kiedy każdy atak jest odpowiedzią na atak przeciwnika, a w konsekwencji po pewnym czasie trudno jest odróżnić, kto jest napastnikiem a kto ofiarą, te role nieustannie się zamieniają. Myślę, że można to uczynić cofając się czasami pół kroku, nie bojąc się słowa przepraszam, zachowując należny szacunek dla inaczej myślących, dbając nie tylko o wolność, ale i o kulturę słowa. Warunek jest jeden – chęć porozumienia i gotowość do prawdziwego dialogu muszą być okazane przez obie (wszystkie) strony sporu".

Słowa, które oburzyły
Reklama

Katarzyna Zybertowicz napisała list do RPO po tym, jak pełnomocnicy części uczestników obrad Okrągłego Stołu - m.in. Ryszarda Bugaja, Władysława Frasyniuka, Andrzeja Celińskiego, Aleksandra Halla, Adama Strzembosza, Henryka Wujca i Andrzeja Zolla - wystosowali w ubiegłym tygodiu wezwanie przedsądowe do doradcy prezydenta, socjologa prof. Andrzeja Zybertowicza. Była to reakcja na wypowiedź, która padła z ust prof. Zybertowicza 5 lutego w Pałacu Prezydenckim, podczas debaty oksfordzkiej na temat Okrągłego Stołu.

Zybertowicz powiedział wówczas: "Dzisiaj wielu obserwatorów i komentatorów Okrągłego Stołu nie uświadamia sobie, jak głęboka prawda była w komentarzu Andrzeja Gwiazdy po rozmowach Okrągłego Stołu, gdy powiedział: "podczas obrad Okrągłego Stołu władza podzieliła się władzą z własnymi agentami".

Za te słowa opozycjoniści domagają się od doradcy prezydenta przeprosin oraz wpłaty 50 tys. zł na rzecz Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W wezwaniu podkreślono, że Zybertowicz miałby przeprosić za użycie "słów nikczemnych, nieprawdziwych i obraźliwych dla uczestników obrad Okrągłego Stołu po stronie opozycyjno-solidarnościowej".

Wezwanie zawiera również oczekiwanie opublikowania przeprosin m.in. w papierowych wydaniach czterech dzienników - "Gazety Wyborczej", "Rzeczpospolitej", "Naszego Dziennika" i "Gazety Polskiej Codziennie" oraz na profilu doradcy prezydenta na Twitterze.

Krok byłych opozycjonistów spotkał się z reakcją żony prof. Zybertowicza, Katarzyny Zybertowicz, która w liście wysłanym w piątek do Rzecznika Praw Obywatelskich Adama Bodnara zaapelowała, by wezwał on podpisanych pod pismem "do opamiętania się".

Uzasadniając wybór Bodnara jako adresata swojego listu, Zybertowicz wspomniała o rekomendacjach, przekazanych przez RPO premierowi Mateuszowi Morawieckiemu („Jak walczyć z mową nienawiści. 20 rekomendacji RPO dla premiera”), wskazujących na potrzebę walki z postępującą brutalizacją języka, z niebezpieczną tendencją do „porzucenia dialogu na rzecz radykalnych opinii, bazujących na negatywnych emocjach, które dążą do wywołania u odbiorców uczucia wrogości czy nienawiści wobec osób lub poglądów określanych jako inne bądź obce”.

Akcję opozycjonistów Zybertowicz oceniła jako próbę zastraszenia i finansowego zniszczenia.

"Jak bowiem inaczej rozumieć postawę grupy 37 grożących pozwem? Czy sprawdzili ceny ogłoszeń, których domagają się w swoim wezwaniu, w każdym ze wskazanych dzienników oraz na portalach internetowych? Już tylko z powodu kosztów realizacji tego żądania zwykły obywatel zmuszony jest do wejścia na drogę procesową" - napisała żona doradcy prezydenta.

"Trzeba nie mieć umiaru albo być oderwanym od życia przeciętnej polskiej rodziny, by dodatkowo domagać się jeszcze wpłaty 50 tys. zł - sumy przekraczającej moją roczną pensję!" - podkreśliła.

Zybertowicz wyraziła oburzenie, że sytuacja ta "dzieje się w kraju, który jest kolebką Solidarności".

"Dlaczego grupa 37 nie stanie godnie do pojedynku na argumenty i racje – czyli: dlaczego nie jest gotowa do dialogu? Czyżby nie wierzyli w swoją prawdę? Czy potrzebują do tego wyroku sądu?" - zapytała.

Jej zdaniem autorzy wezwania "wykorzystując swoje pozycje społeczne sięgają po oręż finansowy, który ma zmusić do milczenia, złamać i zastraszyć. A może… posłużyć jako przestroga dla innych nieprawomyślnych".

Zybertowicz oceniła także, że wypowiedź jej męża, będąca powodem wezwania, była cytowana w zmanipulowany sposób i nieuczciwie interpretowana. Przypomniała, że nie została wypowiedziana w mediach i nie znalazły się w niej nazwiska osób wzywających do przeprosin.

"Mąż nikogo nie obraża wyzwiskami i nie nawołuje do przemocy. Przedstawia rzeczowo swoje poglądy, w komentarzach zwraca uwagę na zakulisowe wymiary polityki. Korzysta z wolności słowa. Czyż nie gwarantuje tego każde demokratyczne państwo? Jest gotowy do najtrudniejszej debaty, gdy tylko występuje wola dialogu" - napisała.

Przykłady brutalnego hejtu?

W swoim liście podała kilka innych przykładów wypowiedzi, będących według niej brutalnym hejtem.

"Były prezydent RP Lech Wałęsa, na pytanie dziennikarza, co zamierza zrobić z osobami, które wytykają mu agenturalną przeszłość mówi: "Strzelać, tylko trzeba by strzelać” - napisała, i dodała: "to znaczy, że do mego męża też trzeba strzelać".

"Były premier Leszek Balcerowicz, niestosownie odnosząc się do prezydenta Andrzeja Dudy, nawołuje: "Gdyby Duda miał odrobinę przyzwoitości i rozumu, to by go wyrzucił na zbity pysk". Profesor prawa, Wojciech Sadurski na blogu namawia do "obicia twarzy" memu mężowi, prof. socjologii Lena Kolarska-Bobińska nazywa "głupkiem". Inny prof. socjologii, Krzysztof Podemski próbuje stygmatyzować Glińskiego i Zybertowicza, nazywając obu "czarnymi owcami w naszym socjologicznym gronie" - kontynuowała żona Zybertowicza.

W końcówce swojego listu poprosiła Adama Bodnara "o wyciągnięcie lekcji z tragedii, która tak niedawno miała miejsce w Gdańsku".

"Dwie córki straciły ukochanego ojca. Ja też mam kilkunastoletniego syna, który coraz bardziej niepokoi się, czy ktoś nie zrobi ojcu krzywdy. W dobie Internetu trudno jest chronić dzieci przed informacjami, które zaburzają ich poczucie bezpieczeństwa" - wyraziła obawę o swoją rodzinę.

"Apeluję do Pana wrażliwości i serca, które tak Pan wkłada w walkę z mową nienawiści i w walkę o prawa obywateli, żyjących i myślących inaczej. Weszliśmy w okres trudnej i już widać, że brutalnej kampanii wyborczej. Choćby z tego powodu słowa Noblisty o strzelaniu do kogokolwiek mogą wywołać nieszczęście, o którym strach pomyśleć. To mój mąż jest obiektem brutalnego hejtu. Hejtu propagowanego w mediach przez osoby z tytułami oraz pretendujące do miana autorytetów" - zakończyła.