Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział we wtorek, że jego ugrupowanie jest gotowe w krótkim czasie uchwalić ustawę, na podstawie której ujawnione byłyby majątki współmałżonków polityków, osób pozostających we wspólnym pożyciu oraz dorosłych dzieci. Według prezesa PiS nowe prawo powinno dotyczyć posłów, członków rządu, wojewodów, wicewojewodów, marszałków, wicemarszałków. Tego samego dnia PO przygotowała projekt ustawy "Czyste ręce", który zakłada obowiązek składania oświadczeń majątkowych przez małżonków najważniejszych osób w państwie.

Reklama

Schetyna pytany w środę w Polsat News o to, czy objęcie taką ustawą nie tylko współmałżonków, ale także dzieci polityków to dobry krok, czy pójście za daleko odparł, że kampania do PE pokazuje, iż PiS najlepsze dni ma już za sobą. Oni sobie kompletnie nie zdają sprawy z projektów o których mówią, które zgłaszają na konferencji prasowej, żeby zgasić pożar - podkreślił lider PO.

Według niego, PiS gasi pożar benzyną. Oni chcą, żeby te oświadczenia majątkowe dotyczyły współmałżonków, dzieci dorosłych, radnych, wojewodów, marszałków, to zobaczycie państwo i teraz mówię zupełnie wprost, jak kasta PiS dorabiała się przez te ostatnie cztery lata w radach nadzorczych, w firmach państwowych, w spółkach skarbu państwa - zaznaczył Schetyna. W jego ocenie prezes PiS Jarosław Kaczyński nie zdaje sobie sprawy z tego, co robi swojej formacji. On ją po prostu demoluje - podkreślił Schetyna.

Dopytywany, czy PiS po wyborach wycofa się z tej propozycji, lider PO odparł: Oczywiście, że tak. To mogę dzisiaj obiecać, że musi się wycofać, bo to jest zdemolowanie całej formacji PiS, która funkcjonuje w oparciu o takie relacje - mówił Schetyna. Na pytanie, czy PO nie ma nic do ukrycia w tej sprawie, szef PO odpowiedział: Platforma jest w głębokiej opozycji, ale przede wszystkim to, co najważniejsze, my mamy wszystko na stole". Jeżeli chce się służyć wyborcom, chce być w polityce osobą publiczną, to trzeba być absolutnie przejrzystym, transparentnym i tacy jesteśmy - dodał szef PO.

Reklama

Zapowiedzi projektów ustaw są wynikiem poniedziałkowych doniesień "GW", która napisała, że szef rządu wraz z żoną w 2002 roku kupili 15 ha gruntów za 700 tys. zł od Kościoła we Wrocławiu. Później rzeczoznawca ocenił, że nieruchomość już w 1999 r. warta była prawie 4 mln zł. Czytamy, że władze Wrocławia zaplanowały bowiem na tych terenach inwestycje, a przez środek działki dzisiejszego premiera przebiegać ma trasa szybkiego ruchu. Gazeta napisała, że "dokumenty tej transakcji zniknęły, a obecny proboszcz nie wie skąd ta niska cena". Czytamy w artykule, że władze Wrocławia zaplanowały bowiem na tych terenach inwestycje, a przez środek działki dzisiejszego premiera przebiegać ma trasa szybkiego ruchu. "GW" podała, że działki są obecnie warte 70 mln zł.

Dziennik podał też, że w śledztwie ABW, jakie w tej sprawie było prowadzone w 2006 roku, Morawiecki miał zeznać, że o gruntach tych dowiedział się od metropolity wrocławskiego kard. Henryka Gulbinowicza. Dziennik cytuje też odpowiedź Kancelarii Premiera w tej sprawie, w której napisano, że z powodu rozdzielności majątkowej małżeństwa Morawieckich grunty te są obecnie własnością Iwony Morawieckiej, a "wiedzę o możliwości zakupu działki Pani Iwona Morawiecka pozyskała m.in. od znajomego, który zajmował się pośrednictwem w sprzedaży nieruchomości".

Premier Morawiecki zapytany we wtorek na konferencji prasowej, dlaczego przepisał działkę na żonę i o to, czy majątek szefa rządu - także sprzed zawarcia przez niego umowy o rozdzielności majątkowej - nie powinien być jawny, zapewnił, że nie ma nic do ukrycia. Bardzo chętnie przywitałbym też takie zmiany, takie regulacje, żeby cały majątek, również współmałżonków, był prezentowany - zaznaczył.

Reklama