PAP: Wybory do Parlamentu Europejskiego wygrało Prawo i Sprawiedliwość z poparciem 45,38 proc. wyborców; drugie miejsce zajęła Koalicja Europejska z 38,47 proc. Używając bokserskiej metaforyki – to kolejny zwycięski pojedynek PiS, wypracowana przewaga i może jeszcze nie nokaut, ale wygrana na punkty. Co pani zdaniem przesądziło o wyniku?

Reklama

Beata Szydło: Nasza wiarygodność. Jesteśmy politykami wiarygodnymi. Hasło "dotrzymujemy słowa", które przylgnęło do nas, jest prawdziwe. Zobowiązaliśmy się, że zrealizujemy kolejne elementy programu i zrobiliśmy to. To procentuje, bo ludzie wiedzą, że potrafimy pokonywać przeciwności i konsekwentnie doprowadzać sprawy do finału.

Druga rzecz - jesteśmy cały czas wśród ludzi, rozmawiamy z nimi, słuchamy i odpowiadamy na ich realne potrzeby. Nasz program każdemu daje szansę skorzystania z owoców wzrostu gospodarczego. Polacy to docenili.

Opozycja mówi, że program PiS to deformy i rozdawnictwo; że kupiliście głosy świadczeniami – trzynastą emeryturą, rozszerzeniem programu 500 plus, zapowiedzią dodatku 500 zł dla dorosłych osób z niepełnosprawnością, programem Mama 4 plus. Jak się pani odnosi do takich ocen?

Reklama

Programy społeczne wprowadzane przez rząd Prawa i Sprawiedliwości, na co warto zwrócić uwagę, są programami prorozwojowymi. Dzięki nim rozwija się polska gospodarka. Potrafiliśmy więc połączyć transfery społeczne z rozwojem gospodarczym. Natomiast politycy opozycji próbują ratować swoją twarz, dyskredytując wszystkie projekty, które proponujemy Polakom. Dzięki nam przybywa pieniędzy w portfelach Polaków. Co robili politycy PO i PSL będąc u władzy? Pozwolili na to, by przez lata budżet był okradany przez tych, którzy oszukiwali fiskusa. Miliardy złotych trafiały do kieszeni tych, którzy byli beneficjentami poprzedniej władzy.

My jesteśmy ugrupowaniem, które w 2015 r. pochyliło się nad najbardziej wrażliwymi sprawami polskich rodzin. Wzmocniliśmy grupy społeczne najbardziej potrzebujące. Z ogromną satysfakcją słyszę, jeżdżąc i spotykając się z ludźmi, że przywróciliśmy im godne życie; że ich byt się znacząco poprawił; że sytuacja materialna jest lepsza; że mają pracę; że stać ich na to, żeby pojechać na wakacje z dziećmi czy kupić im przybory do szkoły. Oczywiście wiem, że z punktu widzenia wielu polityków opozycji, mainstreamowych dziennikarzy czy celebrytów to nie ma znaczenia. Dają temu wyraz w wypowiedziach zawierających mnóstwo pogardy dla osób, którym programy prospołeczne pomogły. Ale właśnie dlatego my wygraliśmy wybory, a oni przegrali z kretesem.

Reklama

Obecny program Prawa i Sprawiedliwości skutkuje poparciem m.in. w mniejszych i średnich miejscowościach. Jak PiS będzie chciało pozyskać wielkomiejski elektorat w nadchodzących, jesiennych wyborach?

Nasz kraj nie rozwijał się równomiernie. Dlatego Prawo i Sprawiedliwość postanowiło to zmienić. Stąd decyzje o rozwoju infrastruktury, wsparciu gospodarki czy chęć umożliwienia ludziom życia na takim samym poziomie, niezależnie od regionu zamieszkania. Ta koncepcja przynosi pozytywne efekty. Szczególnie wyraźnie widać to na mapach preferencji wyborczych po ostatnich eurowyborach. Już nie ma tych, widocznych przez dekady podziałów. Poprawiliśmy wyniki, również w regionach, w których wyniki PiS nie były dotychczas najlepsze. Jeśli spojrzymy na mapę wyborczą, to skala poparcia przesuwa się również na zachodnie regiony, które tradycyjnie były dla nas trudniejsze. To efekt naszej pracy; wynik tego, że ludzie rzeczywiście nam ufają.

W dużych miastach wyniki trzeba poprawić. Przed kolejnymi wyborami będziemy uwzględniali również oczekiwania elektoratu wielkomiejskiego. Zachęcałabym do tego, żebyśmy tam organizowali spotkania, rozmawiali z ludźmi. Dla polityka, który chce pozyskiwać wyborców, nie ma innej drogi, jak tylko dialog.

"Zachęcałabym do spotkań…" Czy zamierza być pani aktywna w czasie kampanii przed kolejnymi wyborami?

Oczywiście. Na pewno wszyscy politycy Prawa i Sprawiedliwości aktywnie włączą się w jesienną kampanię wyborczą. To są bardzo ważne wybory. One przesądzą o przyszłości Polski na kolejne lata i o tym, czy programy, które wprowadziliśmy w życie będą kontynuowane, czy też zostaną zaniechane. Nam zależy, by były konsekwentnie realizowane.

Uzyskała pani mandat europosła zdobywając ponad pół miliona głosów, dokładnie 525 tys. To najlepszy wynik w Polsce i z pewnością powód do satysfakcji. Czy uważa pani, że to wzmocni, ugruntuje pani pozycję w partii?

Przede wszystkim dziękuję wszystkim, którzy mi zaufali. Nie spodziewałam się, że tak wiele osób zechce mi dać prolongatę zaufania na kolejne lata. Bardzo dziękuję za każdy głos. Jest to dla mnie osobista satysfakcja, gdyż doceniono moją pracę. Ale również wniosek, że Polacy zaakceptowali to, co robimy od 2015 r. Cieszę się, że jest tak duża akceptacja i mam nadzieję, że w kolejnych latach nie zawiedziemy.

O kolejnych latach Polacy zdecydują jesienią, ale zanim ruszy oficjalnie kolejna kampania podsumujmy tę do Parlamentu Europejskiego.

Kampania do Parlamentu Europejskiego na pewno jest inna niż poprzednie. Mój okręg jest bardzo duży. Dotarcie do każdego miejsca wymaga wielkiej aktywności. Wszyscy kandydaci z naszej listy bardzo intensywnie pracowali.

Kampania miała dynamiczne zwroty akcji m.in. był strajk nauczycieli w okresie egzaminów; a byłam przecież szefową rządowego zespołu negocjacyjnego. Zależało nam wtedy, aby jak najsprawniej przeprowadzić egzaminy w szkołach; żeby nauczyciele wiedzieli, że wspólnie z nimi szukamy rozwiązań i kompromisu. Końcówka kampanii też była dość specyficzna. Skończyłam ją wcześniej ze względu na sytuację powodziową na terenie południowej Polski.

Obie te sytuacje kryzysowe pokazały, że państwo działa, działa bardzo sprawnie, że jesteśmy ekipą rządzącą, która skutecznie rozwiązuje problemy.

Prowadziłam już kilka zwycięskich kampanii. Każda z nich jest inna, ma własną specyfikę. Inaczej prowadzi się kampanię prezydencką, kiedy jest jeden kandydat; inaczej - kampanię samorządową czy parlamentarną, w których kandydatów jest bardzo wielu. Trzeba pamiętać, że zmieniają się nastroje i sytuacja. Kampania do PE to na pewno było bardzo ciekawe, nowe doświadczenie.

Ma pani dwa tygodnie na złożenie dotychczasowej funkcji. Jest już scenariusz działań?

Zgodnie z przepisami nowo wybrany europoseł ma 14 dni na rezygnacje z funkcji pełnionych w kraju. Wszystko więc zostanie przeprowadzone w tym czasie. Na razie normalnie pracujemy, zamykamy bieżące sprawy. Nie ma w nas hurraoptymizmu, cieszymy się z wygranej, ale pokornie podchodzimy do rzeczywistości.

Czy rozmawiała pani z premierem, czy stanowisko wicepremiera ds. społecznych zostanie utrzymane?

Sprawy społeczne są oczkiem w głowie rządu Prawa i Sprawiedliwości. Ale o szczegółach będzie informował premier Mateusz Morawiecki. Jest szefem rządu i ogłaszanie decyzji o rekonstrukcji to jego przywilej.

Czym premier Beata Szydło chce się zajmować w PE?

Polacy są euroentuzjastami, ale ważne są dla nich wartości, na których Unię Europejską zbudowano. Właśnie dlatego od początku kampanii wyborczej mówiłam, że chcemy podmiotowego, równego traktowania wszystkich państw członkowskich. Nie zgadzamy się na Europę dwóch prędkości. Akceptujemy różnorodność, ale nie zgadzamy się na nachalne narzucanie wartości obcych nam kulturowo, na podcinanie korzeni budujących naszą tożsamość. Te wartości będą dla mnie priorytetami w PE.

Parlament Europejski to dla pani etap politycznej drogi, czy polityczna emerytura, jak mówią niektórzy?

Jak poczułoby się ponad pół miliona ludzi, którzy wsparli mnie swoimi głosami, gdybym Brukselę potraktowała jak emeryturę? A na poważnie: rośnie znaczenie instytucji unijnych mających coraz większy wpływ na życie mieszkańców poszczególnych państw członkowskich. Dlatego postanowiliśmy, że nasza reprezentacja musi być silna, żeby polski głos był lepiej słyszany w UE.

Jeżeli prezes Jarosław Kaczyński zwróciłby się do pani z propozycją powrotu do gry o wysoką stawkę na krajowej scenie politycznej, co pani odpowie?

Mam poczucie olbrzymiej satysfakcji z tego, że prezes Jarosław Kaczyński ufa mi od lat. Powierzał mi kolejne ważne zadania. Teraz jest to Europarlament.