Uwielbiam historię najnowszą, ale jestem przekonany, że warto, żeby w większym stopniu zajmowała ona uwagę historyków i audycji historycznych, a żebyśmy pogadali o naprawdę o ochronie zdrowia, o pracy, o mieszkaniach, o tym, co dotyczy ludzi tu i teraz i ich przyszłości - powiedział Zandberg w piątek w Polskim Radiu 24.

Reklama

Ja już mam dosyć tego, że jedni chcą robić coś przeciwko drugim. Mam dosyć tego, żenuje mnie w 2019 roku spór o to, kto, z kim pił wódkę w Magdalence - podkreślił Zandberg.

Według niego wyborcy "mają dosyć tego, że jest rozmowa o czymś, co jest historią antyczną". Oni mają 18, 20, 21 lat i widzą facetów, którzy są w polskiej polityce od czasu, kiedy oni byli niemowlakami i rozmawiają nie o tym, co jest w przyszłości, tylko rozmawiają o swojej młodości - zaznaczył.

Zacznijmy rozmawiać o Polsce, która będzie a nie o Polsce, która była - zaapelował Zandberg. Jednocześnie podkreślił, że ma dość dzielenia ludzi i bloków przeciw sobie.

Reklama

Ja mam dosyć tej rozmowy, że tworzy się rząd przeciwko Platformie Obywatelskiej, albo rząd przeciwko Prawu i Sprawiedliwości - podkreślił.

Ja chcę stworzyć rząd, który zapewni w Polsce sprawiedliwe podatki, ja chcę stworzyć rząd, który podniesie w Polsce jakość usług publicznych, ja chcę stworzyć rząd, który zapewni ludziom wolność światopoglądową - zadeklarował lider Razem. To mnie interesuje - dodał.

Reklama

Pytany o swoją wypowiedź, że "nie wybiera się" do lidera PO Grzegorza Schetyny powiedział, że to byłoby bez sensu. W Polsce są wyborcy, którzy mają różne poglądy - zauważył. Pomysł na to, żeby zbić ich do jednej, bezkształtnej masy, wbrew poglądom, to jest pomysł na to, żeby ludzie nie poszli na wybory - ocenił polityk.

Ludzie idą na wybory, bo chcą być reprezentowani. Jeżeli będzie im się mówiło, że sprawy, które są dla nich ważne, to są sprawy, w których mają milczeć, czy mają sobie łamać kręgosłupy, że mają udawać, że nie mają poglądów - no to, po prostu nie pójdą na wybory - powiedział Zandberg.

Według niego to właśnie największe wyzwanie dla polityków, by niezależnie od tego, po której stronie sceny politycznej się znajdują, przekonać ludzi, że demokracja jest, że demokracja istnieje żeby te poglądy prezentować.

Jestem w polityce, bo zależy mi na kilku rzeczach: zależy mi na tym, żeby Polska była sprawiedliwszym ekonomicznie krajem, to znaczy, że ci, którzy są słabsi, ci, którzy mają mniej niż więcej w kieszeni, nie utrzymywali w całości państwa - żeby część tego ciężaru spadła też na przykład na wielkie korporacje - tłumaczył. Jestem w polityce też dlatego, żeby wyższe - tak jak w UE - były nakłady na ochronę zdrowia i by leki, gdy ktoś jest chory, były dla niego za darmo, bo to jest część procesu leczenia - dodał.

Chcę Polski, która nie uważa, że wie lepiej niż jej obywatele, jak mają sobie żyć w swoim życiu rodzinnym, domowym. Polski, która nie podejmuje za kobietę decyzji o tym, czy chce, czy nie chce mieć dzieci - zaznaczył. To są sprawy, dla których ja jestem w polskiej polityce - chcę Polski, która jest bardziej solidarna ekonomicznie i Polski, która nie wpycha ludziom nosa pod kołdrę - dodał Zandberg.

Apelował też o zmianę języka debaty między politykami. "Też mnie wkurza, jak Jarosław Kaczyński wychodzi na mównicę i mówi, że wybór jest pomiędzy nim, a absolutnym złem. Ja się do bycia absolutnym złem absolutnie nie poczuwam, myślę że Grzegorz Schetyna także - podkreślił. Dobrze, żebyśmy przestali tak o sobie mówić. Spierajmy się o rozwiązania, spierajmy się o to, co nam się podoba, lub nie - apelował.

Chyba trochę zapominamy w tym ferworze politycznych wojen, które polską scenę polityczną zdominowały, że poza sporem jesteśmy jednym społeczeństwem i że ja, i mój sąsiad, który ma inne poglądy, będziemy korzystać z tego samego lekarza, będziemy wysyłać dzieciaki do tej samej szkoły - ocenił Zandberg.