Partie polityczne o radykalnie odmiennych programach mówią o współpracy w obronie demokracji. Organizacje społeczne wychodzą na ulice z transparentami ostrzegającymi przed niebezpieczeństwem nacjonalizmu oraz hasłami otwartości i tolerancji. W mediach społecznościowych nieustannie przewijają się wezwania do mobilizacji.
Partią, która zjednoczyła swoich przeciwników i zmotywowała ich do zawiązywania egzotycznych sojuszy, jest Alternatywa dla Niemiec (AfD) – ugrupowanie założone w 2013 r. przez grupę konserwatywnych polityków z zachodnich landów, rozczarowanych wpływem waluty euro na krajową gospodarkę. Według aktualnych sondaży może ona wygrać wybory do landowych parlamentów w Saksonii i Brandenburgii, które odbywają się w tę niedzielę. Również w kolejnym wschodnim landzie – Turyngii – której mieszkańcy udadzą się do urn 27 października, AfD daje się spore szanse na zwycięstwo.
Wybory regionalnych władz mają w Niemczech większe znaczenie niż w Polsce. W systemie federalnym naszego sąsiada landy samodzielnie podejmują decyzje w sprawie szkolnictwa i bezpieczeństwa, do pewnego stopnia prowadzą również własną politykę socjalną. Władze regionalne mogą np. wysłać dodatkowe oddziały policji do kontroli terenów przygranicznych, co dzięki AfD stało się jednym z tematów kampanii. Jednak wyniki najbliższych wyborów landowych interesują całe Niemcy nie tylko z powodu przewidywanego rozszerzania wpływów populistów. Wielu komentatorów podkreśla, że głosowania w Saksonii, Brandenburgii i Turyngii dadzą też odpowiedź na to, na ile wschód i zachód kraju tworzą dziś jedną całość 30 lat po zburzeniu muru berlińskiego.

Pokojowa rewolucja 2.0

Reklama
Kontrolowana przez Moskwę Niemiecka Republika Ludowa definitywnie przestała istnieć 3 października 1990 r. W jej miejsce utworzono pięć landów, które stały się częścią Republiki Federalnej Niemiec. Od tego czasu nieprzerwanie trwają dyskusje na temat skutków procesu zjednoczenia. I wcale nie przeważa w nich samozadowolenie z odniesionego sukcesu. W ostatnich latach w mediach pojawiało się wiele relacji Niemców ze wschodu, których zakłady pracy nie wytrzymały zderzenia z gospodarką kapitalistyczną, wspomnienia o tym, jak aroganccy Wessis (mieszkańcy zachodnich landów) wykupywali za bezcen całe ciągi kamienic, a także opowieści o samotności ludzi w wyludniających się z powodu emigracji zarobkowej miastach Brandenburgii czy Saksonii. Niemal wszystkie koncerny o światowej renomie mają swoje siedziby na zachodzie. Wessis dominują nawet wśród kadry menedżerskiej w firmach działających w „nowych” landach – zajmują tam aż 67 proc. wszystkich stanowisk kierowniczych. Nie wspominając już o tym, że na wschodzie średnio zarabia się o kilka tysięcy euro rocznie mniej niż na zachodzie, notuje się wyższe bezrobocie, a prognozy demograficzne – oprócz kilku większych miast – są dla regionu katastrofalne.
Reklama