Mianem kuriozalnych określił Zandberg pomysł zmiany konstytucji, która umożliwiłaby odwołanie prezesa Izby.

PiS ponosi odpowiedzialność za osobę, którą nominowało na jedno z najwyższych stanowisk państwowych. Kiedy okazuje się, że ta osoba była, delikatnie rzecz ujmując, nie najfortunniejszym wyborem, to PiS nie ucieknie od odpowiedzialności za tę nominację – powiedział Zandberg w sobotę w Warszawie.

Reklama

Jeżeli, jak się wydaje, ten wniosek trafi do prokuratury, a następnie przed sąd, to jest jasna, czytelna procedura, w oparciu o którą parlament ma się jak zachować. Pomysł na to, żeby grzebać w ustawie zasadniczej tylko dlatego, że PiS okazało się politycznie nieudolne, wydaje nam się kuriozalny – dodał.

Za sprawę "jeszcze istotniejszą niż sam skandal związany z postacią pana Banasia" uznał kwestię funkcjonowania służb. Albo polskie służby są tak nieudolne, że nie były w stanie stwierdzić tego, co stwierdzili dziennikarze TVN – to byłby powód, żeby odwołać ministra koordynatora służb specjalnych – albo – to możliwość stawiająca włosy dęba na głowie - służby o tym wiedziały, poinformowały o tym najwyższe czynniki polityczne, i została podjęta decyzja o tych nominacjach pomimo tych informacji – mówił Zandberg.

Reklama

To groźna sytuacja, jeżeli nasze służby działają na tyle nieudolnie, że nie są w stanie stwierdzić, czy osoba, podejmująca kluczowe decyzje dotyczące finansów – bo to nie jest kwestia tylko NIK, ale i poprzednich funkcji, które pełnił pan Banaś – ma specyficzne relacje biznesowe. Jeśli służby nie potrafią tego wychwycić, to znaczy, że nasze państwo jest po prostu bezbronne - ocenił.

Dodał, że "PiS rządzi od czterech lat – także służbami – i ponosi polityczną odpowiedzialność, jeżeli faktycznie doszłoby do takiej nieudolności".

Opowiedział się za ujawnieniem raportu CBA, które badało oświadczenia majątkowe Banasia. Myślę też, że służby i minister koordynator powinni się w tej sprawie wytłumaczyć – dodał.

Reklama

Schetyna: Nie zgodzimy się na żadne sztuczki prawne ws. odwołania Banasia

Szef PO Grzegorz Schetyna uważa, że nie ma możliwości odwołania z funkcji prezesa NIK Mariana Banasia, a zapowiadany przez marszałek Sejmu "plan B" nazwał sztuczką prawną. Nie zgodzimy się na żadne sztuczki prawne w tej sprawie - powiedział w sobotę we Wrocławiu Schetyna.

Szef PO był pytany przez dziennikarzy na konferencji prasowej, jak ocenia zapowiadane przez marszałek Sejmu Elżbietę Witek (PiS) rozwiązanie, które miałoby służyć odwołaniu z funkcji prezesa NIK Mariana Banasia.

Politycy PiS nazywali to rozwiązanie umownie "planem B" - chodzi o zmiany w prawie.

Żadne sztuczki do tego wystarczą i nie będziemy się na to godzić. Słyszałem o propozycji zmiany konstytucji i powiedziałem bardzo wyraźnie wczoraj: nie będziemy zmieniać konstytucji, żeby usunąć z funkcji Banasia, człowieka PiS. Chcą zmieniać ustawę, odbierać mu certyfikat to jest kompromitacja. Martwię się tylko, że uczestniczy w tym także marszałek Witek, która nie dalej niż trzy tygodnie temu mówiła, że będzie nowa jakość debaty publicznej i nowa jakość funkcjonowania parlamentu z szacunkiem dla opozycji i dla debaty publicznej. Tego nie ma - powiedział Schetyna.

Podkreślił, że odpowiedzialność powinni za to ponieść "ci, którzy tę decyzję podjęli i w żadnej mierze w tym wypadku nie będziemy im pomagać". Jego zdaniem, PiS musi ponieść odpowiedzialność polityczną za nominację dla prezesa Banasia.

To jest taka sytuacja, w której partia zadecydowała o przeprowadzeniu, wybraniu swojego funkcjonariusza. Dostał on jedna z najważniejszych funkcji państwowych, a dzisiaj jest znakiem kompromitacji i wstydu dla partii PiS. I za to muszą odpowiedzieć - podsumował Schetyna.

Kidawa-Błońska: To nie Banaś zlekceważył prezesa PiS, to prezes Kaczyński zlekceważył Banasia

To prezes Kaczyński zlekceważył Banasia - podkreśliła w sobotę w Poznaniu wicemarszałek Sejmu Małgorzata Kidawa-Błońska. Tymi słowami odniosła się do pytania, czy Banaś nie podając się do dymisji nie lekceważy prezesa PiS i premiera.

Kandydatka w prawyborach prezydenckich w PO Małgorzata Kidawa-Błońska na konferencji prasowej w Poznaniu była pytana, czy brak dymisji prezesa NIK Mariana Banasia jest lekceważeniem prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego.

To prezes Kaczyński zlekceważył Banasia. To premier Morawiecki zlekceważył Banasia. To minister Kamiński zlekceważył Banasia. Zlekceważyli człowieka, który nie powinien siedzieć w Sejmie w tym miejscu, w którym siedzi. Nie słuchali naszych ostrzeżeń i pan Banaś jest, tak podejrzewam, jak wielu urzędników, czy osób, które pełnią funkcję z nadania PiS-u. Oni takich ludzi dają na pierwsze miejsca w naszym kraju. Dlatego to nie Banaś – to oni mają z tym problem – podkreśliła Kidawa-Błońska.

Pytana, czy skierowanie do prokuratury przez CBA zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez Banasia, jest realizacją planu "B", o którym mówili pod koniec tygodnia politycy PiS-u, odpowiedziała, że "gdyby wszystkie służby działały tak, jak powinny, ta sprawa powinna być rozwiązana dużo wcześniej".

W dniu, w którym Banaś był zaprzysiężony w Sejmie, moi koledzy na mównicy sejmowej mówili, jaka to jest osoba. Siedział premier, siedział prezes, był marszałek Sejmu – nikt na to nie zwracał uwagi – zaznaczyła.



W piątek CBA poinformowało o zawiadomieniu prokuratury ws. możliwości popełnienia przez Banasia przestępstwa w związku z oświadczeniami majątkowymi. CBA wskazało na podejrzenie złożenia przez Banasia nieprawdziwych oświadczeń majątkowych, zatajenia faktycznego stanu majątkowego oraz uzyskiwania dochodów z nieudokumentowanych źródeł.

Wcześniej premier Mateusz Morawiecki, który zapoznał się z raportem CBA w sprawie szefa NIK, wyraził przekonanie, że ustalenia raportu powinny skłonić Banasia do złożenia dymisji. Morawiecki ocenił też, że Banaś tak postąpi. Jeśli tak się nie stanie, mamy plan B – zadeklarował premier.

We wrześniu stacja TVN podała, że Marian Banaś wpisał do oświadczenia majątkowego m.in. kamienicę w Krakowie, gdzie mieścił się pensjonat oferujący pokoje na godziny, i że wynajem kamienicy o powierzchni 400 mkw. i dwóch mniejszych, miał przynosić rocznie 65,7 tys. zł dochodu. Według "Superwizjera" TVN Banaś zaniżył w oświadczeniach dochody z wynajmu kamienicy w Krakowie, mowa była także o powiązaniach ze stręczycielami. Pod koniec września Banaś udał się na urlop bezpłatny do czasu zakończenia postępowania kontrolnego CBA w sprawie jego oświadczeń majątkowych.

Szef NIK oświadczył też wówczas, że nie zarządzał pokazanym w materiale "Superwizjera" hotelem, nie jest właścicielem nieruchomości; pozwał TVN i autora materiału Bertolda Kittela, żądając przeprosin, sprostowania i wpłaty na cel społeczny. W czwartek w siedzibie PiS z Banasiem spotkali się prezes partii Jarosław Kaczyński i wiceprezes, szef MSWiA Mariusz Kamiński. Jak poinformowała rzeczniczka PiS Anita Czerwińska, wyrazili oni oczekiwanie podania się przez szefa NIK do dymisji.