Pytany, czemu środowisko artystyczne jest na wojnie z rządem, Gliński przyznał, że "pewna część" tego środowiska jest na wojnie i "głośno wyraża swoje niezadowolenie". A przecież przywróciliśmy 50 proc. uzysku, mamy gotową ustawę, które reguluje status artysty z punktu widzenia ubezpieczeń. Teraz przecież większość artystów nie ma stałych dochodów ani emerytur. Zwiększyliśmy nakłady na kulturę o 40 proc. w ciągu czterech lat - powiedział wicepremier.

Reklama

Dopytywany, skąd więc ta wojna, minister odparł, że powodów jest pewnie wiele. Natomiast wrogie nastawienie artystów do władzy nie jest wcale wynikiem tego, co się akurat dzieje w obszarze kultury, ponieważ nie zrobiliśmy nic, co mogłoby uderzać w warunki pracy tego środowiska. Przeciwnie. Ono ma pełną wolność twórczą. Każdy artysta może się realizować. Co więcej, to środowisko ma większe możliwości niż kiedyś, także dlatego, że społeczeństwo jest zamożniejsze i oczekuje bogatszej oferty kulturalnej - czytamy w wywiadzie.

Zdaniem Glińskiego, "głównym powodem niechęci jest więc po prostu polityka, inny światopogląd, inne interesy polityczne, utrwalone przez lata koneksje towarzyskie, zobowiązania, życiorysy, presja kultury globalnej, uleganie liberalnym mediom i modom oraz szantażowi politpoprawności".

Reklama

W skrócie: powodem tej nienawiści jest zbudowanie po 1989 r. zamkniętego systemu interesów III RP, który zdominował elity postkomunistyczne, liberalne i lewicowe. Gdy ten świat w 2015 r. nagle się zawalił, przyjęto - jako najbardziej z ich punktu widzenia skuteczną wobec nowej demokratycznej władzy - taktykę nienawiści, inwektyw i epitetów. Taktykę opozycji totalnej. Wykluczającej i dehumanizującej przeciwnika. Jak dyskutować np. z argumentami wyrażonymi przez panią Olgę Tokarczuk, że PiS to totalitaryzm, a opozycja to demokracja. To po prostu stoi w sprzeczności z faktami i zdrowym rozsądkiem. Jest właśnie przykładem obraźliwej, wykluczającej inwektywy. Nie wiem właśnie, czy pani Tokarczuk zdaje sobie z tego sprawę - powiedział minister.

Na uwagę, że środowisko artystyczne ma pretensje o to, co dzieje się w teatrach, Gliński odparł, że osobiście czuje się odpowiedzialny "tylko za jeden zły wybór: w Teatrze Starym w Krakowie". Co do reszty - albo nie miałem wpływu, albo to tzw. środowisko samo bojkotowało czy niszczyło jakąś instytucję, jak np. Teatrze Polskim we Wrocławiu, gdzie pan Lupa wycofał z repertuaru swoje sztuki zrobione przecież za publiczne pieniądze - dodał.

Pytany, czy nie widzi żadnej możliwości porozumienia z liberalnymi elitami, minister odpowiedział, że nie wie, na czym miałoby ono polegać. Ja zawsze jestem gotowy do dialogu, ale jak mam rozmawiać z kimś, kto tej rozmowy nie chce, tylko kwestionuje podstawowe zasady demokracji? - zapytał szef MKiDN.