W programie "Wszystko co najważniejsze" w Polsat News Jolanta Turczynowicz-Kieryłło odniosła się do publikacji "Gazety Wyborczej", która opisała, jak w 2018 r. kobieta w szarpaninie ugryzła w rękę mężczyznę, który – jak mówiła – zaatakował ją i jej syna, i dusił ją. Mężczyzna tłumaczył, że do przyjazdu straży miejskiej zatrzymał kobietę i jej syna za kolportaż ulotek mimo ciszy wyborczej.

Reklama

Żeby atakować prezydenta, rozpoczyna się kampanię nienawiści przeciwko osobom, które mają mu pomóc w kampanii, w tym przypadku dotyka to dzisiaj mnie – powiedziała Turczynowicz-Kieryłło.

Zarzuciła "GW", że przyjęła perspektywę napastnika, a kandydatce PO na prezydenta Małgorzacie Kidawie-Błońskiej, że w żaden nie odcięła się od takiego scenariusza, który rekomenduje "Gazeta Wyborcza", w którym sprawca bandyckiej napaści jest opisywany niemalże jako bohater.

Mam dokumenty, opinie biegłych lekarzy, że gdybym nie ugryzła tego człowieka, to na pewno mogłyby być skutki dużo gorsze – powiedziała Jolanta Turczynowicz-Kieryłło. Dodała, że po zajściu ona i jej syn przez kilka miesięcy pozostawali pod opieką psychologa oraz że żadnych ulotek przy niej ani jej synu nie znaleziono.

Reklama

Zarzuciła także Kidawie-Błońskiej, że ta nie odcięła się od praktyk obelżywego wyzywania prezydenta; swoje zaangażowanie w kampanię Dudy tłumaczyła tym, że prezydent ze swoją misją zmiany standardów w polityce, podniesienia kultury debaty ją przekonał. Wcześniej na Twitterze Turczynowicz-Kieryłło wyraziła oczekiwanie, że kandydatka PO potępi "Gazetę Wyborczą" za promocję przemocy wobec kobiet. Kidawa-Błońska komentując publikację "GW" powiedziała, że "prezydent Duda nie ma szczęścia do współpracowników w sztabie".

W sobotę "GW" przytoczyła relację mieszkańca Milanówka (woj. mazowieckie) o pokąsaniu go przez Turczynowicz-Kieryłło. Incydent, opisany przez "GW" za portalem obiektywna.pl, wydarzył się podczas ciszy wyborczej przed wyborami samorządowymi jesienią 2018. Turczynowicz-Kieryłło miała kolportować ulotki ośmieszające jednego z kandydatów i ugryzła w przedramię świadka, który zatrzymał ją i jej syna.

Reklama

Według relacji Turczynowicz, to ona została zaatakowana przez rosłego mężczyznę, który szarpał jej syna, a ją zaczął dusić. Zaprzeczyła, by kolportowała ulotki.

Szefowa sztabu wyborczego Andrzeja Dudy opublikowała w sobotę zdjęcie zeznania strażnika miejskiego, który uczestniczył w interwencji. Funkcjonariusz z patrolu wezwanego do szarpaniny z udziałem trzech osób zeznał, że mężczyzna trzymający kobietę i chłopca za szyję tłumaczył to obywatelskim ujęciem osób, które złamały ciszę wyborczą, kolportując ulotki. Według strażnika mężczyzna pokazał na dowód ulotkę, którą wyjął ze swojego auta, a wezwany na interwencję funkcjonariusz nie zauważył żadnych ulotek na ulicy. Gdy kobieta wyraziła zamiar zgłoszenia napaści, strażnicy wezwali także policję.

Straż miejska w Milanówku zarejestrowała zdarzenie jako "wzajemne naruszenie nietykalności przez kobietę i mężczyznę". Jak napisała „GW”, prokuratura umorzyła obydwa postępowania z uwagi na "brak interesu społecznego w kontynuowaniu ścigania z urzędu"; żadna ze stron nie wniosła zawiadomienia w trybie prywatnoskargowym.