Generał wielokrotnie zapewniał, że w dobie kryzysu politycznego nie pchał się do władzy. Prawda, nigdy w PRL władza nie była tak kiepskim interesem jak w latach 80-81. Jest jednak znamienne, że przyjmując kolejne posady jak oka w głowie pilnował władzy nad wojskiem. Właśnie to ministrowanie dawało mu realną siły.

Reklama

Gwarant starego porządku

Wiadomo, że przejął on władzę nad partią jesienią 1981 roku na życzenie Moskwy. Potwierdzają to protokoły Biura Politycznego KPZR. Dowodzą one, że Jaruzelski był jedynym człowiekiem, który mógł zapewnić Breżniewowi przywrócenie - polskimi rękami - władzy PZPR nad Wisłą. A interwencji w Polsce Sowieci - pomimo przygotowań od grudnia ’80 roku - obawiali się jak zarazy.

Dziś, jak wiadomo, wśród historyków są dwie opcje na temat nieuchronności stanu wojennego. Generał Jaruzelski stale przypomina o presji politycznej na niego i na partię. Z kolei ja chcę zwrócić uwagę na niedocenianą presję ekonomiczną Moskwy. Była ona równie groźna jak naciski wojskowe. Otóż na przełomie listopada i grudnia przybył do Warszawy wicepremier Bajbakow, który poinformował Jaruzelskiego o wprowadzeniu ograniczeń dostaw ropy, gazu, rudy żelaznej i bawełny. Miały być one zmniejszone o z górą 50 procent. Co oznaczało katastrofę gospodarczą. Polska nie miała bowiem ani dewiz ani perspektywy pożyczek w bankach zachodnich. Konsekwencje wojny ekonomicznej byłyby więc dla społeczeństwa nie mniej dramatyczne od samego stanu wojennego.

Reklama

Gigantyczna operacja

Wojna Jaruzelskiego z narodem była operacją, w której liczono się z ogromną liczbą ofiar. Świadczyły o tym opróżnione na ten czas szpitale. To, że nie zapełniły się rannymi, dobrze świadczy o zbiorowym rozsądku, a także straszliwym - zaplanowanym uprzednio przez władze - zmęczeniu społeczeństwa.

Warto zwrócić uwagę na tak charakterystyczne dla generała kunktatorstwo. Co i raz dawało ono o sobie znać w czasie całej dekady lat osiemdziesiątych. Pierwotnie, jak wiadomo, po wyprowadzeniu czołgów na ulice Jaruzelski był skłonny rozwiązać partię. Przygotowaniem do tego było internowanie obok działaczy "Solidarności" także Gierka i Jaroszewicza oraz ich współpracowników. Skończyło się tak jak skończyło to znaczy partia, jako atrapa, pozostała na placu boju, natomiast internowani partyjni, z wyjątkiem Zdzisława Grudnia, który zmarł w czasie wywózki, powrócili po kilku miesiącach - Gierek po roku - do swych domów.

Reklama

Stracona dekada

Kwestią otwartą jest pytanie: czy alternatywą stanu wojennego była interwencja sowiecka i czy bez tej wojny losy polskie potoczyłyby się per saldo korzystniej. Dekada Jaruzelskiego w sensie gospodarczym i społecznym, a także moralnym była fatalna. Społeczeństwo polskie w tych latach wypaliło się wewnętrznie. Dziesięcioletnie nieudolne rządy wojskowych, dalekie od poszanowania prawa, przyniosły trwałe spustoszenie moralne i pozbawiły społeczeństwo poczucia heroizmu lat 80-81. Mimo to jednak Polacy dotrwali do dni wolności dzięki, również, zamrożeniu sceny politycznej w Polsce. Stan wojenny nad Wisłą z jednej strony umożliwił prezydentowi Ronaldowi Reaganowi stoczenie zwycięskiej wojny technologicznej i gospodarczej z tak zwanym Imperium Zła, a z drugiej zakonserwował na Kremlu nieudolną i niezdolną do skutecznego działania nomenklaturę breżniewowską - nawet bez Breżniewa. Rozwiązanie innego typu, takie jak interwencja Armii Czerwonej, wyniosłoby z pewnością do władzy sowieckie jastrzębie, dla których podpalenie świata nie było niemożliwe.