- Nie ma takiego kłamstwa, oszczerstwa, łobuzerstwa, przed którym by się cofnęła telewizja zwana kurwizją - stwierdził redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" w TOK FM. - W telewizji publicznej jeszcze usłyszymy, że Rafał Trzaskowski miał dziadka w Wehrmachcie, a babcię w NKWD. Że czyścił buty Stalinowi - dodał. Zauważył, że klimat panujący wokół obecnej TVP kojarzy mu się z atmosferą roku 1968.

Reklama

Według Michnika najbliższe wybory prezydenckie będą najważniejszym głosowaniem po 1989 roku. - Jeżeli im [PiS-owi] się uda posunąć na bocznicę antyeuropejską, skorumpowaną, skłamaną ten pociąg, który się nazywa Polska, będziemy mieli regres cywilizacyjny 50 lat do tyłu. Najbliższe jest to oczywiście modelu putinowskiego. Taki putinizm po polsku. To będzie putinizm, który będzie marzył o to, żeby być Chinami, bo tam nie trzeba dbać o żadne pozory. Kontrolujemy rynek, na którym wolno się naszym bogacić, a jednocześnie trzymamy społeczeństwo za mordę. To jest, w moim przekonaniu, marzenie Kaczyńskiego - oznajmił Adam Michnik.

W rozmowie z Mikołajem Lizutem szef "Wyborczej" odniósł się także do najgłośniejszej afery ostatnich tygodni. - Pomyślałem, że ci, którzy wykasowali piosenkę Kazika, to chyba jakaś piąta kolumna Biedronia. Żeby tak podłożyć świnię PiS-owi, musieli za to wziąć niezłą kasę - ironizował Michnik. - Nie sądzę, żeby Jarosław Kaczyński był takim ekspertem od piosenki współczesnej. Wydaje mi się, że tam nie było żadnej instrukcji. To tchórzostwo tych z niższego szczebla tej drabiny, wyprzedzanie tego, co może pomyśleć ktoś na Nowogrodzkiej, czy Czabański, czy Kurski. Nie wierzę, że Kaczyński wydał polecenie, by piosenkę zdjąć z listy przebojów. Chociaż niewątpliwie on ponosi odpowiedzialność za budowę atmosfery strachu - stwierdził Michnik.