W czwartek odbyło się pierwsze, organizacyjne, posiedzenie powołanego przez Koalicję Obywatelską parlamentarnego zespołu ds. wyjaśnienia nieprawidłowości w wyborach prezydenckich. Jeszcze w sierpniu ma zostać wybrany szef zespołu oraz jego zastępcy. Jego pracami ma pokierować posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz, która nie była obecna podczas czwartkowych obrad (przebywa poza Warszawą).

Reklama

Lider PO Borys Budka ocenił, że proces wyborczy "odbiegał od standardów demokratycznych". Wybory nie były ani powszechne, z uwagi na odebranie prawa wyborczego dziesiątkom tysięcy osób, które przebywały za granicą, ani nie były równe z uwagi na niespotykane od 1989 roku zaangażowanie aparatu państwowego i mediów podlegających rządowi w proces wyborczy, w szczególności w dyskredytowanie kandydatów opozycyjnych i wspieranie obecnego prezydenta RP - powiedział szef Platformy.

Powtórzył wielokrotnie już formułowane zarzuty pod adresem polskich służb dyplomatycznych, które swym działaniem miały utrudniać lub uniemożliwiać oddanie głosu wyborcom za granicą. Opinia publiczna widziała te gorszące sceny z niektórych miejsc za granicą, gdzie trzeba było czekać w kilkugodzinnych kolejkach tylko dlatego, że polskie służby dyplomatyczne nie zadbały o większą liczbę punktów wyborczych - powiedział Budka. Wspomniał też o pakietach wyborczych, które do wyborców docierały zbyt późno lub niekompletne.

Reklama

Rozwijając wątek braku równości w wyborach, lider PO wytknął premierowi Mateuszowi Morawieckiemu i jego ministrom "niespotykane do tej pory zaangażowanie aparatu rządowego po stronie jednego kandydata". W naszej ocenie to zaangażowanie było niedopuszczalne z punktu widzenia polskiej konstytucji i jej zasady równości wyborczej, ale również naruszało przepisy Kodeksu wyborczego i mogło stanowić poważne naruszenie przepisów prawa, łącznie z przepisami prawa karnego, które mówią, że penalizowane są zachowania w postaci nieodpłatnych świadczeń na rzecz komitetu wyborczego - ocenił Budka.

Jak dodał, chodzi m.in. o podróże i wiece wyborcze z udziałem premiera oraz wręczanie przez niego "czeków bez pokrycia". Szef Platformy wyraził pogląd, iż mogło w ten sposób dojść do nielegalnego finansowania kampanii wyborczej Andrzeja Dudy.

Reklama

Budka skrytykował Sąd Najwyższy, zarzucając sędziom Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, iż "nie rozpatrzył merytorycznie" kilku tysięcy protestów, które napłynęły do SN po wyborach. Dlatego - jak dodał - konieczne było powołanie zespołu, który udokumentuje przypadki naruszeń prawa, które mogły mieć wpływ na wynik wyborów.

W wystąpieniach innych parlamentarzystów pojawiły się m.in. zarzuty pod adresem Telewizji Polskiej o zaangażowanie w kampanię obecnego prezydenta. Kwestię tę poruszali m.in.: wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz oraz posłanki: Aleksandra Gajewska i Katarzyna Lubnauer. Można śmiało powiedzieć, że TVP stała się zorganizowanym przemysłem pogardy i manipulacji w rękach jednej władzy i jednego sztabu - oceniła Lubnauer. Przekonywała, że dla wielu wyborców przekaz telewizji publicznej, jednoznacznie negatywny dla Rafała Trzaskowskiego, był jedynym źródłem informacji przed wyborami.

Cezary Grabarczyk zwrócił uwagę na problemy z głosowaniem korespondencyjnym za granicą. Wyraził pogląd, że oddane w ten sposób głosy rozstrzygnęły o wyniku tych wyborów. Przypomniał, że w sumie wydanych zostało 704 tys. pakietów wyborczych, a ostatecznie uznano 593 tys. głosów oddanych w tej formie. Jest to różnica znacząca, ponad 100 tysięcy głosów. Część jest opisana w protokole PKW, ale my powinniśmy zlecić ekspertyzę, żeby wyciągnąć wnioski w jaki sposób powstaje taka różnica, jaki jest tryb kontroli uczciwości tych wyborów - dodał poseł KO.

Dariusz Rosati chciałby, żeby zespół zbadał kwestię ewentualnego zaangażowania służb specjalnych w wybory (po zatrzymaniu i następnie aresztowaniu Sławomira Nowaka, b. ministra transportu i doradcy sztabu Rafała Trzaskowskiego politycy KO sugerowali, że CBA, prowadząc swą operację, mogła podsłuchiwać przy okazji rozmowy sztabu kandydata KO).

Artur Łącki chciałby dowiedzieć się, kto pozwolił na użycie SMS-owego alertu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa (RCB) przed wyborami. Wskazanie tam osób uprzywilejowanych w podejściu do urny wyborczej spowodowało niesamowite kolejki, szczególnie w miejscowościach nadmorskich, a u nas w woj. zachodniopomorskim bije rekordy popularności filmik jak to przez trzy godziny jedno dziecko w wózku obsługiwało następne pary przy wyborach - powiedział poseł KO.