– W ten sposób po kilku dniach funkcjonowania przestała istnieć białorusko-rosyjska unia celna – skomentował tarcia rosyjski Pierwyj Kanał.

Odmienne opinie płyną z kontrolowanych przecieków z Kremla. Zdaniem „anonimowych rozmówców” rosyjskich agencji prasowych Moskwa zaproponowała Białorusi kompromis: podwyższenie stawki celnej w zamian za wysoki, obejmujący 30 proc. dostaw, bezcłowy kontyngent, który miałby posłużyć zaspokojeniu wewnętrznego zapotrzebowania na ropę. W przeciwnym wypadku Rosja grozi likwidacją wszelkich zniżek na cenę ropy, dzięki którym w ostatnich latach Mińsk zyskał 10 mld dol. Białorusini chcieliby utrzymać preferencyjne warunki dostarczania ropy – także tej reeksportowanej potem na Zachód.

Reklama

Gra idzie jednak o znacznie wyższą stawkę: Rosja, wykorzystując trudną sytuację gospodarczą Białorusi, usiłuje wymusić na Mińsku przekazanie pakietów kontrolnych w kluczowych przedsiębiorstwach branży naftowej. Według Ośrodka Studiów Wschodnich może chodzić o rafinerię Naftan-Palimir, dwie spółki zarządzające białoruskim odcinkiem gazociągu Przyjaźń, wreszcie przejęcie kontroli nad Biełtranshazem, właścicielem gazociągów przesyłowych.

Dla Mińska to warunek trudny do spełnienia, ponieważ oznaczałby całkowite uzależnienie kraju od Rosjan. Z drugiej strony zaniżone ceny surowców energetycznych leżą u podstaw gospodarczej stabilności Białorusi.

Reklama

Aby zmusić Mińsk do ustępstw, Rosjanie ogłosili ustanowienie od 1 stycznia 100-proc. eksportowej stawki celnej na czarne złoto (do tej pory funkcjonowała 36-proc. stawka). Realna jest też odmowa kredytu na budowę nowej elektrowni atomowej. Białoruś z kolei grozi podwyższeniem stawki za tranzyt ropy do Europy z 3,90 do 45 dol. za tonę. To poważna groźba, ponieważ przez ten kraj płynie trzecia część przeznaczonego dla Europy surowca. Białoruska Biełenierha oficjalnie zagroziła też wstrzymaniem tranzytu rosyjskiego prądu do obwodu kaliningradzkiego. Fiasko sobotnich negocjacji nie oznacza jednak ich całkowitego zerwania. – Rozmowy będą kontynuowane – zapewnił rzecznik białoruskiego rządu Alaksandar Cimaszenka.