Przed niemieckimi sądami mogą wkrótce stanąć dwaj kolejni oskarżeni o udział w zagładzie Żydów w czasie II wojny światowej - informuje w sobotę dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".

Szef Centrali Ścigania Zbrodni Nazistowskich w Ludwigsburgu Kurt Schrimm poinformował gazetę, że zakończono wstępne dochodzenia przeciwko 89-letniemu Niemcowi Samuelowi K., który mieszka niedaleko Bonn w Nadrenii Północnej-Westfalii, oraz urodzonemu w 1921 r. w Polsce Johnowi (Iwanowi) Kalymonowi, mieszkającemu w amerykańskim Troy w stanie Michigan.

Według śledczych z Ludwigsburga, Kalymon - który w czasie wojny miał służyć w kolaboracyjnej ukraińskiej policji pomocniczej - popełnił co najmniej jedno morderstwo. Dowodem ma być notatka służbowa z sierpnia 1942 r., w której Kalymon poinformował, że 14 sierpnia 1942 r. podczas akcji przeciwko ludności żydowskiej użył broni i czterech sztuk amunicji. Zabił przy tym jedną osobę i zranił kolejną.

Pod koniec stycznia pracownik centrali w Ludwigsburgu uda się do Lwowa, by porównać podpis pod notatką z podpisami na przechowywanych tam dokumentach.

Także polski IPN bada zabójstwa obywateli Polski narodowości żydowskiej w okupowanym Lwowie przez ukraińskich policjantów. Wystąpiono do władz USA o przesłuchanie Kalymona. Kilka miesięcy temu amerykańskie władze podały, że trwa postępowanie w sprawie jego deportacji, ale nie ujawniono wówczas do którego państwa.

Z kolei Samuel K. to Niemiec nadwołżański. W czasie II wojny światowej jako żołnierz Armii Czerwonej trafił do niemieckiej niewoli. Tak jak sądzony w Monachium John Demjaniuk, Samuel K. został wysłany do obozu szkoleniowego SS Trawniki, a następnie w latach 1941-1943 miał służyć jako strażnik w hitlerowskim obozie zagłady Bełżec, gdzie zginęło ponad 400 tysięcy osób. K. miał potem nadzorować żydowskie komanda robotników przymusowych w okupowanej Warszawie.

Według informacji tygodnika "Der Spiegel", Samuel K., jako Volksdeutsch, miał prawo nosić broń w obozie zagłady. Świadkowie twierdzą, że zastrzelił kilku więźniów, a ocalali z obozu zagłady nazywali go "jednym z największych morderców" - wynika z raportu centrali w Ludwigsburgu.

Po wojnie K. pracował m.in. w ministerstwie gospodarki przestrzennej RFN. Sam był świadkiem w kilku procesach o nazistowskie zbrodnie. Dopiero podczas dochodzenia w sprawie Demjaniuka natrafiono na dowody przeciwko niemu - amerykański wymiar sprawiedliwości zebrał je w archiwach wschodnioeuropejskich.

O tym, czy K. zostanie oskarżony, zdecyduje prokuratura w Dortmundzie.















Reklama