Będzie to, jak dotychczas, najbardziej radykalne posunięcie, stanowiące fragment ogłoszonego przez prezydenta Raula Castro programu zasadniczej restrukturyzacji systemu zatrudnienia na Kubie.

Reklama

Castro sugerował już wiosną br., że ok. 1 mln pracowników państwowych na Kubie jest zbędnych i podkreślał, że Kubańczycy oczekują zbyt wiele od państwa. Nie spodziewano się jednak aż tak radykalnego posunięcia.

Ocenia się, że na Kubie jest ok. 5,1 mln pracowników państwowych. Zapowiedziana redukcja oznacza więc, że 10 proc. z nich może wkrótce znaleźć się bez pracy.

Wielu pracowników instytucji państwowych wyraża zaskoczenie zapowiedzią tak znacznych redukcji i równocześnie wątpliwości czy niewielki sektor prywatny będzie mógł zaoferować miejsca pracy tak znacznej liczbie osób.

"Dla mnie zasadniczym problemem są płace. Jeśli zwolnią wszystkich tych ludzi, to w jaki sposób będą mogli wszyscy przejść na samozatrudnienie ? " - powiedział Alberto Fuentes, 47-letni pracownik rządowy.

Reklama



Według komunikatu Konfederacji Pracowników Kubańskich, jedynego oficjalnie działającego związku zawodowego, zwolnienia zaczną się niezwłocznie i mają trwać do kwietnia 2011 r. Jak informuje Associated Press, w wielu państwowych firmach redukcje już trwają, jednak zwalniani skarżą się, że państwo nie oferuje im deklarowanej pomocy.

W przyszłości państwo ma zatrudniać pracowników jedynie w "niezbędnych" dziedzinach, takich jak rolnictwo, budownictwo, przemysł, organy porządku publicznego i oświata.

Reklama

Aby złagodzić skutki reformy, ogłoszonej przez wszystkie media, rząd zamierza zwiększyć możliwości zatrudniania ludzi przez sektor prywatny, w tym także możliwości zakładania własnych firm. Możliwe będzie także zakładanie spółdzielni zarządzanych przez ich członków, a nie - jak dotychczas - przez państwowych administratorów.

Państwowa ziemia, przedsiębiorstwa i infrastruktura będą w coraz większym stopniu dostępne dla dzierżawy przez osoby prywatne.



Opublikowany w poniedziałek komunikat nie zawiera szczegółów reformy. Obserwatorzy podkreślają jednak, że reforma jest ciosem w ugruntowany od dziesięcioleci system bezpieczeństwa socjalnego, na którym oparty jest obecny system społeczny na Kubie.

W zamian za niskie zarobki (przeciętnie w przeliczeniu ok. 20 dolarów miesięcznie) państwo gwarantowało darmową oświatę i opiekę zdrowotną oraz w znacznej mierze subsydiowane przez państwo budownictwo mieszkaniowe, komunikację i podstawowe artykuły spożywcze.

W państwowych firmach występowały jednak nagminnie znaczne przerosty zatrudnienia maskujące ukryte bezrobocie.

Zdaniem Larry'ego Birnsa, dyrektora waszyngtońskiej Rady ds. Spraw Półkuli Zachodniej, tak radykalnego posunięcia należało się spodziewać po serii wcześniejszych drobnych kroków, jak np. zezwolenia na nieograniczoną sprzedaż telefonów komórkowych, prywatyzacji części sklepów i zakładów usługowych oraz przydziałów państwowej ziemi prywatnym rolnikom.

"Kuba szybko staje się krajem podobnym do innych. Nie cofa się. To jest duża zmiana" - powiedział Birns.