Niemiecka kanclerz przedstawiła wczoraj w Bundestagu swój pomysł na ratowanie niewypłacalnych krajów strefy euro. Będzie go forsować na szczycie Unii. Przesłanie jest jasne: pomoc dla bankrutów – tak, ale na ostrych warunkach.

Reklama
Spełniają się słowa jednego z ojców założycieli Wspólnoty Europejskiej Jeana Monneta: „ Integracja Europy będzie wypadkową kryzysów, które wymuszą konkretne działania”. Ten najnowszy kryzys wymusi integrację zarządzania finansami europejskich państw. Monnet nie przewidział tylko, że warunki będą ustalać Niemcy.
Według tygodnika „Der Spiegel” Merkel dąży do zalegalizowania klubu berlińskiego, zarządzającego spłatą długów bankrutów i dyktującego warunki zarządzania finansami. Ma on zacząć działać od 2013 r. A to oznacza, że każde z państw, które będzie chciało pomocy UE, otrzyma pożyczkę na procent wyznaczony przez Berlin. Mało tego, każde z państw będzie musiało zagwarantować utrzymanie długu i deficytu na określonym poziomie.
Wczoraj Merkel precyzowała również, że Europa nie ma co liczyć na zgodę Berlina w sprawie emisji euroobligacji. Jak wyliczył „Frankfurter Allgemeine Zeitung”, Niemcy straciłyby na nich 17 mld euro w ciągu trzech lat. Wszystko z powodu różnicy w rentowności niemieckich obligacji (1,73 proc.) i obligacji w 16 krajach unii walutowej (3,31 proc.). Mała szansa, żeby coś stanęło Merkel na drodze do wymuszenia zapisów na Unii. Berlin to największy dawca pomocy dla bankrutów.
Polska nie jest dziś bezpośrednio zainteresowana pakietem ratunkowym i berlińskie warunki nas bezpośrednio nie dotyczą. Istotna była jednak dla nas deklaracja zablokowania planu emisji euroobligacji. – Mogłyby one wypchnąć polskie bony skarbowe z rynku, przez co rząd musiałby płacić jeszcze więcej za pozyskanie pieniędzy na rynku – mówi „DGP” ekonomista Janusz Jankowiak.
Reklama
Można oczywiście sobie wyobrazić, że kiedyś i Polska będzie się zmagać z zadłużeniem na poziomie Irlandii; wówczas rozwiązania proponowane przez Niemcy nie będą dla nas korzystne. – Zakładam, że do tego żaden rząd nie dopuści. A kiedy przystąpimy do strefy euro, to podobnie jak dziś Niemcy nie będziemy chcieli żyrować długu Greków i Irlandczyków, płacąc za ich błędy – mówi prof. Witold Orłowski z Rady Gospodarczej przy premierze.
Wczoraj minister ds. europejskich Mikołaj Dowgielewicz przyznał, że wystarczy nam status obserwatora tego, co dzieje się w sprawie nowej architektury zarządzania strefą.