W elektrowni atomowej Fukushima I doszło w sobotę do eksplozji, która spowodowała jej częściowe uszkodzenie. Cztery osoby zostały ranne. Na miejsce wysłano specjalną ekipę ratunkową. Władze zdecydowały o ewakuacji osób mieszkających w promieniu 20 km od obu elektrowni. Japońska agencja bezpieczeństwa nuklearnego poinformowała, że w jej ocenie jest mało prawdopodobne, aby doszło do poważnego uszkodzenia osłony reaktora nr 1 w elektrowni Fukushima I. Najnowsze doniesienia mówią o zmniejszeniu poziomu promieniowania wokół tego zakładu.

Reklama

"Jeżeli nawet poziom promieniowania wzrósł w okolicach elektrowni dwudziestokrotnie, jak niektórzy mówią, to jeszcze to nic nie oznacza. W Polsce po Czarnobylu było w niektórych miejscach 300 razy wyższe promieniowanie. Na kuli ziemskiej są regiony, które różnią się poziomem promieniowania o kilkadziesiąt razy" - podkreślił Latek w rozmowie z PAP.

Dodał, że normy promieniowania dla ludzi są tak nisko ustalone, że ich zwiększenie nawet kilkudziesięciokrotne przez jakiś czas - "nie latami, tylko przez ileś godzin czy dni" - nie jest jeszcze zagrożeniem dla zdrowia.

Według Latka najprawdopodobniej radioaktywność uwolniła się na skutek awarii chłodzenia. "Nawet reaktor wyłączony wymaga chłodzenia" - powiedział. Jego zdaniem, to spowodowało podwyższenie ciśnienia w rdzeniu reaktora, co z kolei doprowadziło do wyparowania części wody. Na skutek tego z reaktora na zewnątrz wydostały się substancje radioaktywne.

Reklama

Latek podkreśla, że wydostanie się radioaktywnej pary wodnej na razie nie jest groźne dla ludzi. "W zależności od wielkości dawki trzeba by +kolekcjonować+ promieniowanie przez wiele dni lub tygodni, żeby było to groźne dla zdrowia. Na razie w Japonii to dopiero jest drugi dzień, jeżeli ci ludzie zostaną wysiedleni, a jest ewakuacja zapowiadana czy już w trakcie, to dawka promieniowania, którą dostali, jest niewielka i nie będzie miała większych konsekwencji" - powiedział Latek.

Wyjaśnił też, dlaczego władze japońskie zdecydowały się na zbieranie zapasów jodyny, czyli roztworu jodu w etanolu. "Jeżeli uwalnia się cez i jod, to są tzw. produkty rozszczepienia, które z tego rdzenia nieszczelnego już się jakoś wydostały nawet w niewielkich ilościach, to Japończycy są gotowi ewentualnie podać społeczności lokalnej ten jod w różnej postaci, np. płynu albo pastylek, żeby zablokować tarczycę przed wchłanianiem radioaktywnego jodu" - wytłumaczył rzecznik PAA.

Latek powiedział też, że zgodnie z międzynarodowymi konwencjami Japonia informuje o sytuacji Międzynarodową Agencję Energii Atomowej (MAEA), a ta z kolei narodowe agencje zajmujące się atomistyką, w tym i PAA.

Reklama

Latek zapewnił też, że Polska ma system wczesnego wykrywania skażeń promieniotwórczych. Na bieżąco poziom radioaktywności monitorują stacje należące do PAA i podległego jej Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej, a także do IMGW i wojska.

"W tej chwili nie ma żadnych zmian, wszystko jest w normie. Poziom promieniowania można śledzić na stronie internetowej Państwowej Agencji Atomistyki" - powiedział Latek.

"Uważam, że żadna radioaktywna chmura z Japonii nad Polskę nie przyjdzie, jak to miało miejsce po Czarnobylu. Nawet jeżeli uwolniła się radioaktywność, to nie została wyniesiona wybuchem na kilka kilometrów w górę, by wiatr miał szansę ją przegonić nad Europę. To jest raczej miejscowe skażenie" - zapewnił Latek.