Podkreśla się, że umowa jest zwycięstwem Republikanów, którzy zyskali prawie wszystko, czego chcieli. Prezydent Barack Obama, obawiając się perspektywy niewypłacalności rządu, poczynił ustępstwa, które wywołują gniew i rozżalenie Demokratów.

Reklama

Wszyscy zgadzają się, że - zakładając, że Kongres zatwierdzi porozumienie - udało się zażegnać katastrofę w postaci pierwszego w historii USA ogłoszenia niewypłacalności rządu, co mogłoby wywołać kryzys finansowy na światową skalę.

Uzgodnione w umowie przedłużenie uprawnień rządu do dalszego zaciągania pożyczek rozładowuje niebezpieczną sytuację. Porozumienie jednak tylko częściowo rozwiązuje problem zmniejszenia deficytu budżetowego, którego wzrost jest przyczyną powiększania się długu państwa.

Komentatorzy, zwłaszcza konserwatywni, zwracają uwagę, że przewidziane w umowie cięcia wejdą w życie dopiero z początkiem 2013 r., a tymczasem - według przewidywań ekonomistów - deficyt nadal będzie rósł. Zapowiedziane redukcje wydatków nie są poza tym tak wysokie, jak to postulowały agencje ratingowe, ostrzegając USA, że mogą obniżyć ich rating wiarygodności kredytowej.

Reklama

Odbiciem tych nastrojów była w poniedziałek sytuacja na giełdzie papierów wartościowych. Zaraz po rozpoczęciu transakcji wskaźnik Dow Jones poszybował w górę, ponad 150 punktów. Potem jednak spadł, i to poniżej poziomu z piątku.

"To, co osiągnięto, jest lepsze niż utrata zdolności płatniczej. Nie ma jednak w porozumieniu wiele tego, co by mogło ludzi uspokoić" - powiedział w radiu NPR ekspert ekonomiczny Dan Elwing.



Reklama

Z drugiej strony, eksperci zauważają też, że ewentualne obniżenie ratingu kredytowego poniżej AAA nie musi wywołać zbyt poważnych konsekwencji. Nabywcy amerykańskich obligacji skarbowych nie kierują się tylko opiniami agencji S&P, Moody i innych, lecz również własnych analityków. W latach 90. agencje te obniżyły przejściowo rating Japonii, ale nie wywołało to katastrofalnych skutków.

Zdaniem komentatorów, porozumienie jest zdecydowanym zwycięstwem Republikanów. Osiągnęli oni niemal wszystko, na czym im zależało, przede wszystkim wymuszając na Obamie, żeby redukcja deficytu odbywała się bez podwyżek podatków.

Prezydent chciał, by ciężar zaciskania pasa rozłożyć w "sposób zrównoważony", przez podniesienie podatków od najzamożniejszych Amerykanów największych korporacji. Korzystają one z licznych ulg podatkowych i wywożą zyski za granicę.

Wprawdzie w porozumieniu ustalono, że planowana dwupartyjna komisja Kongresu, która ma opracować do listopada propozycje dalszych cięć budżetowych, "może" również "wziąć pod uwagę" sięgnięcie po dochody podatkowe, ale nic jej do tego nie zobowiązuje.

"Działacze antypodatkowi są oczywistymi zwycięzcami tej walki. Użyli oni mechanizmu podnoszenia limitu zadłużenia, aby wymusić redukcje deficytu wyłącznie przez cięcia wydatków. Doradcy prezydenta Obamy mówią, że nie ma w tym planie niczego, co by uniemożliwiło im reformę podatków, która zwiększyłaby dochody państwa. Jednak nie ma w nim również nic, co by gwarantowało, że zmusi się kogokolwiek do płacenia wyższych podatków" - powiedział Dan Elwing.

Poniedziałkowy "Wall Street Journal" nazwał porozumienie "triumfem Tea Party", która jako prawicowa forpoczta Partii Republikańskiej (GOP) zmusiła Obamę do ustępstw.



"Jest to zwycięstwo dla sprawy zmniejszenia rządu, być może największe od reformy systemu zasiłków socjalnych w 1996 r. (która je ograniczyła - PAP). Większość międzypartyjnych umów budżetowych zawierała transakcje wymiany podwyżek podatków, które miały być natychmiastowe, na cięcia podatków później, które okazywały się fikcyjne. To porozumienie nie przewiduje natychmiastowych, obowiązkowych podwyżek podatków, chociaż Obama żądał ich jeszcze tydzień temu. Tymczasem cięcia wydatków są realne, nawet jeśli mniejsze, niżbyśmy sobie życzyli" - pisze konserwatywny dziennik w artykule redakcyjnym.

Te ostatnie słowa gazeta skierowała do radykalnych działaczy Tea Party, którzy są niezadowoleni z porozumienia i zapowiadają, że będą głosować przeciw niemu w Izbie Reprezentantów.

Debata w Kongresie nad uzgodnionym planem rozpoczyna się w poniedziałek po południu (czasu USA). Uchwalenie go w Senacie uważa się za przesądzone, ale w Izbie Reprezentantów stoi pod znakiem zapytania.

Główną przeszkodą może się okazać sprzeciw lewicowych Demokratów. W niedzielę przewodniczący afroamerykańskiej grupy parlamentarnej w Izbie, kongresman Emanuel Cleaver, powiedział, że porozumienie to "diabelski sandwicz posypany cukrem".

Lewicujący "New York Times" nazwał uzgodniony plan "okropnym porozumieniem".

"Umowa odwróci groźbę katastrofalnej niewypłacalności do końca 2012 r. Reszta jest jednak prawie całkowitą kapitulacją wobec żądań republikańskich ekstremistów. Uderzy ona w programy pomocy dla klasy średniej i biednych oraz zahamuje wzrost gospodarki" - czytamy w komentarzu redakcyjnym "NYT" w poniedziałek.

Dziennik wypomniał Obamie, że "mógłby być bardziej nieugięty w rozmowach z Republikanami", i wyraził opinię, że prezydent powinien "użyć być może swoich konstytucyjnych uprawnień" i podnieść limit zadłużenia, nie bacząc na Kongres.