W polskim raporcie z badania katastrofy smoleńskiej nie zauważyliśmy nic nowego wobec tego, co Polska przedstawiła w uwagach do raportu MAK - oświadczył szef Komisji Technicznej MAK Aleksiej Morozow.

Reklama

Prezentując odpowiedź strony rosyjskiej na raport komisji Jerzego Millera Morozow przypomniał, że strona polska sformułowała swoje uwagi do raportu MAK ze stycznia i to, co przedstawiła Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, jest powtórzeniem tych uwag. Jak dodał, MAK nie uwzględnił ich w swoim raporcie, bo "nie miały one charakteru technicznego", ale polskie uwagi są "nieodłączną częścią" raportu z badania katastrofy smoleńskiej.

Wcześniej wiceszef MAK Oleg Jermołow oświadczył, że Komitet przestudiował zarówno polski raport, jak i prezentację komisji oraz publikacje prasowe i wpisy na forach internetowych poświęcone tej sprawie.

Morozow przypomniał podczas konferencji, że MAK działał na podstawie 13 załącznika Konwencji Chicagowskiej; jak dodał, był to jedyny dokument na podstawie którego można było wyjaśniać okoliczności katastrofy smoleńskiej. Podkreślił również, że Polska wyraziła na to zgodę.

Reklama



Szef komisji technicznej MAK wytknął stronie polskiej "wiele nieścisłości w terminologii lotniczej". Większość z nich ma dotyczyć informacji na przygotowania lotniska Smoleńsk Północny.

"Nie mieliśmy na celu ukrywać jakichkolwiek wad funkcjonowania lotniska, jak i sprzętu" - stwierdził Morozow. Tłumaczył, że lotnisko Siewiernyj 10 kwietnia 2010 nie było lotniskiem "czasowo otwartym", a "otwartym". Dodał, że nie odnotowano nacisków na członków grupy kontroli lotów, a płk Krasnokutski, który znajdował się w wieży, rozmawiał ze swoim przełożonym. Do tego stwierdził, że fakty nie potwierdzają, jakoby kontroler upewniał załogę o prawidłowym kursie i ścieżce.

Reklama

>>> Rosjanie ukryli ważny dowód ws. Smoleńska? Tak sądzi Klich

Morozow wrócił do sprawy obecności gen. Andrzeja Błasika w kokpicie tupolewa i tezy z rosyjskiego raportu o naciskach na załogę samolotu. Powołując się na wyniki ekspertyz psychologicznych i zapisy z "czarnych skrzynek" tupolewa, powiedział, że w rozmowie załogi pojawiło się zdanie "będzie niezadowolony, jeśli nie wylądujemy" - co odnosi on do "głównego pasażera". "Dlatego Dowódca Sił Powietrznych dołączył do załogi i osobiście meldował +głównemu pasażerowi+ gotowość do lotu. Według psychologów mogło to stanowić presję na załogę" - dodał szef komisji technicznej MAK.

Eksperci MAK odpowiadając na pytania polskich dziennikarzy, podkreślali, że Błasik nie powinien znajdować się w kabinie; powinna ona być "sterylna".

"Przecież należy zauważyć, że on (Błasik) był bezpośrednim przełożonym 36. specpułku i to on odpowiadał za wyszkolenie i przygotowanie pilotów i składał prezydentowi meldunki o sytuacji w locie. On tak naprawdę, podając informacje o wysokości, brał udział w sterowaniu samolotem" - zaznaczali.

Jak dodali, na obecność Błasika w kokpicie zwróciła uwagę także polska komisja, ale określiła to jako presję pośrednią. "Sądzę, że trzeba nazywać rzeczy po imieniu: to była bezpośrednia presja psychiczna na załogę" - mówił jeden z przedstawicieli MAK. Jak zaznaczył, nie ma tu znaczenia fakt, czy piloci byli w słuchawkach, czy nie, bo z jego doświadczenia wynika, że w kokpicie tupolewa wszystko słychać.

Jak mówił, "jedynym wytłumaczeniem" działania kapitana samolotu było to, że dopiero w ostatniej chwili zobaczył ziemię i wtedy zrezygnował z lądowania - do którego wcześniej prowadził maszynę. "Dopiero wtedy zobaczył, w jak krytycznej jest sytuacji" - powiedział.

Rosjanie twierdzili, że załoga próbowała nawiązać kontakt wizualny, by wylądować na lotnisku. - "Nie udało im się odejść na drugi krąg, bo podjęli decyzję o lądowaniu. Gdyby załoga chciała odejść na drugi krąg, a nie lądować, to udałoby im się to." - powiedział Morozow. Przedstawiciele MAK podkreślili: jesteśmy pewni, że załoga chciała lądować."Obaj piloci szukali ziemii. Gdy ją zobaczyli było już za późno na wciskanie przycisku "odejścia", po prostu pociągnęli wolant do siebie"

Pytany o powód rozbieżności w interpretacji faktów przez stronę polską i rosyjską, Morozow stwierdził: "Nasi polscy koledzy do tej pory nie zrozumieli, że ten lot był nieregularnym rejsem z przewozem międzynarodowym". Przekonywał, że informacje zebrane przez MAK stwierdzają, że cały sprzęt na lotnisku Siewiernyj działał bez zarzutu, a dowiódł tego oblot kontrolny przeprowadzony zaraz po katastrofie. A że był to samolot wojskowy, strona polska nie została do niego dopuszczona.

Morozow dodał, że nie a "obiektywnych dowodów" na użycie przez załogę przycisku "odejście". Członkowie MAK tłumaczyli, że wciśnięcie go na lotnisku w Smoleńsku nie przyniosłoby skutku, gdyż nie ma na nim systemu ILS.

Komentując stwierdzenie Jerzego Millera, że "załoga podejmowała prawidłowe decyzje, ale nie była w stanie ich realizować", przedstawiciele MAK stwierdzili, że załoga podejmowała nieprawidłowe decyzje i dlatego nie mogła ich zrealizować.

Po powtórzonym przez kolejnego dziennikarza pytaniu o kasetę z wieży w Smoleńsku, przedstawiciele MAK przyznali, że istnieje ona, jest w podaniu "komisji śledczej", ale nie ma na niej nagrania.

MAK zapowiedział, że choć komisja techniczna zakończyła pracę, współpraca z Polską będzie kontynuowana. Podkreślił jednak, że raport komisji kierowanej przez Jerzego Millera jest "wewnętrznym dokumentem". "Raport polskiej komisji, jest dokumentem wewnętrznym. Konwencja nie przewiduje tworzenia wspólnych raportów" - powiedział Morozow.



Swój raport w sprawie katastrofy, w której zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński i jego małżonka Maria, MAK ogłosił w styczniu.

Międzypaństwowy Komitet Lotniczy (MAK) wyjaśniał przyczyny katastrofy Tu-154 M, w oparciu o załącznik 13 do Konwencji Chicagowskiej dot. międzynarodowego lotnictwa cywilnego. Swój raport opublikował 12 stycznia br. Ustalenia dotyczące najważniejszych przyczyn katastrofy smoleńskiej wykonane przez MAK i komisję Millera w części się pokrywają. Oba raporty - w pierwszej kolejności - mówią o zejściu poniżej minimalnej wysokości oraz niepodjęciu przez pilotów, na czas decyzji o przerwaniu lądowania.

Jednak MAK, w raporcie opublikowanym w styczniu, podkreśla, że na załogę była wywierana presja ze strony osób postronnych, obecnych w kabinie. Z kolei według polskiego raportu nie można mówić o bezpośrednim nacisku ze strony dowódcy Sił Powietrznych gen. Andrzeja Błasika. Według polskiej komisji był on w kokpicie tylko biernym obserwatorem.

Polski raport wśród czynników mających wpływ na katastrofę wymienia natomiast błędy popełnione przez stronę rosyjską, o których raport MAK milczy. Komisja Millera uważa, że do tragedii przyczyniło się przekazywanie załodze z wieży informacji o prawidłowym położeniu samolotu względem lotniska, ścieżki schodzenia i kursu. Według komisji Millera mogło to utwierdzać załogę w przekonaniu o prawidłowym podchodzeniu do lądowania, gdy w rzeczywistości było inaczej. Polska komisja wskazuje też na sytuację na lotnisku. Według niej do katastrofy mogło się przyczynić np. gęste zadrzewienie przed pasem startowym - co zasłaniało część lotniskowych przyrządów świetlnych i utrudniało prace sprzęt radiolokacyjnego.