Ambasada zna już tożsamość ofiar, ale z oczywistych powodów nie ujawnia jej mediom.

Na poniedziałkowej konferencji prasowej lokalna policja potwierdziła, iż ofiary to "cztery osoby pochodzenia polskiego przebywające na Jersey" - powiedział dyżurny ambasady polskiej. Dodał, że dwie kolejne zabite osoby z drugiej rodziny - kobieta i dziewczynka - "mają, można powiedzieć, pochodzenie polskie, a właściwie matka ma pochodzenie polskie". Wyjaśnił, że kobieta urodziła się w mieszanej polsko-brytyjskiej rodzinie.

Reklama

http://www.youtube.com/watch?v=RlQYyM0_Gn8

"Wszystko wskazuje na to, że zostały zabite dwie siostry" - dodał. Z kolei według nadinspektora Stewarta Gulla z policji na Jersey ofiary to członkowie dwóch zaprzyjaźnionych rodzin, z których jedna pochodzi z Jersey.

Reklama

Dyżurny ambasady powiedział wcześniej, że domniemany sprawca zabójstwa w St. Helier, stolicy wyspy Jersey na Kanale La Manche, "z dużą dozą prawdopodobieństwa jest Polakiem".



Według brytyjskiej agencji Press Association (PA), 30-letni Polak zabił w niedzielę po południu swoją byłą żonę, dwójkę dzieci i teścia, a także kobietę oraz dziewczynkę z zaprzyjaźnionej rodziny. Dziennik "Guardian" podał, że zabite dzieci napastnika to sześcioletnia dziewczynka i 18-miesięczny chłopiec.

Reklama

Jest to najkrwawsze zabójstwo w historii wyspy - podkreśla lokalna policja.

Napastnik próbował po dokonaniu czynu popełnić samobójstwo - mówił w niedzielę wieczorem PAP kierownik wydziału konsularnego ambasady RP Dariusz Adler.

30-latek z obrażeniami trafił do szpitala i przeszedł operację. Według "Guardiana" jego stan jest stabilny. Policja jeszcze go nie przesłuchała.

Policja podała, że cztery ofiary znaleziono wewnątrz mieszkania w St. Helier, a dwie przed budynkiem.

Nadinspektor Stewart Gull podkreślił, że jest zbyt wcześnie, by podać motyw zbrodni. Wcześniej Adler powiedział PAP, że prawdopodobnie były nim kłopoty rodzinne.



Do zabójstwa doszło w niedzielę. Policja dostała zgłoszenie ok. godz. 15 czasu lokalnego (godz. 16 czasu polskiego). Jeden z sąsiadów - relacjonuje dpa - usłyszał po południu krzyk: "Proszę pomóżcie mi, Boże, pomóżcie mi" i zawiadomił policję.

Ofiary zostały wielokrotnie ugodzone nożem. Pięć osób zmarło na miejscu, zaś szósta w szpitalu na Jersey, gdzie była operowana.

Na Facebooku powstała grupa "Niech spoczywają w pokoju zabici w St. Helier 14 sierpnia 2011 r." (RIP Those Killed in St. Helier 14/08/2011), do której do poniedziałkowego popołudnia dołączyło ponad 4,7 tys. osób.

"Cała wyspa jest w szoku - powiedział PAP jeden z mieszkańców, który chciał pozostać anonimowy. - Ludzie nie wiedzą, co powiedzieć, po prostu brakuje im słów". To on w niedzielę wieczorem powiadomił PAP o tragedii i poinformował, że może chodzić o Polaków.

Kościół pod wezwaniem św. Tomasza w St. Helier w najbliższych dniach odprawi mszę za zmarłych. Przedstawiciel Kościoła katolickiego na Jersey ksiądz Nicholas France zaznaczył, że niedzielne zabójstwo to silny cios dla całej społeczności.

Także szef lokalnego rządu Terry Le Sueur powiedział, że masakra głęboko wstrząsnęła mieszkańcami niewielkiej wyspy. Podkreślił, że wyspa jest bardzo bezpiecznym miejscem i poinformował, że potrzebującym zapewnione będzie wsparcie psychologiczne.



Szef policji na wyspie Mike Bowron wyraził obawy, że zbrodnia może doprowadzić do wzrostu napięcia społecznego i zaapelował do wszystkich społeczności na Jersey o "zachowanie spokoju i godności".

Ostatnie morderstwo na Jersey zostało popełnione w 2004 r., gdy 19-latek próbował zgwałcić, a następnie zabił 35-letnią pielęgniarkę przed jej domem. Było to pierwsze zabójstwo na wyspie od lat 70.

Na Jersey, zamieszkanej przez ok. 90 tys. ludzi, żyje od 3 tys. do 5 tys. Polaków.

Z policyjnych statystyk wynika, że w 2010 roku na Jersey popełniono 4554 przestępstwa, ale głównie drobne - kradzieże i oszustwa. Z poważniejszych były 83 pobicia, 14 gwałtów i jedno porwanie. Trzy osoby zginęły w wypadkach drogowych.

PAP/EPA / IAN LE SUEUR